Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/379

Ta strona została przepisana.

domu inne mniejsze w izbach pełnych gości, zaledwie słabe światło dawały.
Około stołów pod werandą siedzieli majtkowie, murzyni, księża, robotnicy i pół-Indyanie, mając przed sobą wino lub wódkę, a także kawę albo kawałek melona, bo ten soczysty owoc w gorącej porze roku stanowi ulubioną potrawę Brazylijczyków.
U jednego stołu niedaleko wysoko zawieszonéj lampy siedzieli Niemcy, żeglarz i przewodnik mułów z Monte Vero, którego widzieliśmy w poprzedzającym rodziale na dziedzińcu rządowego domu, i mocno zajęci byli rozmową. Każdy miał przed sobą prawie pół butelki obejmujący biały blaszany dobrze wyczyszczony kufel, których po szynkowniach zamiast łatwo stłuc się mogących szklanek używają.
— To mi się podoba, powiedział Niemiec, młody silny człowiek, nie bardzo jeszcze biegły w portugalskiéj mowie: pod śtym Hieronimem można być przynajmniéj pewnym swojego życia i napić się czegoś porządnego!
— Za nie bardzo małe pieniądze — Hiszpan Pepi zna cruzadosy (dziesięć groszy), zna dobrze i najlepiéj na nie rachuje.
— Ja, moi ludzie, rzeczywiście nie mam za wiele, bo jestem chudy pachołek, który tu dopiero do czegoś przyjść pragnie, ale wolę tutaj wydać jakie cruzado, być dobrze przyjętym, aniżeli tam nad brzegiem w owej przeklętéj szynkowni jakiego Vintema, pół srebrnego grosza, i być uważanym za złoczyńcę albo złodzieja.
— Oho, mówicie o szynkowni Rapoza, zawołał nieco grubo śmiejąc się żeglarz: gdzie noże i widelce wiszą na cienkich łańcuszkach, a w stole zamiast talerzy wydrążone są wklęsłości. Tam w ogólności nie dzieje się nic dobrego, ale rzecz szczególna, że każdy cudzoziemiec wpada tam w zasadzkę.
— Vintem wypisany wielkiemi literami nadedrzwiami pociąga ludzi, twierdził przewodnik mułów, i wypróżnił