Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/388

Ta strona została przepisana.

z któréj światło księżyca bardzo oszczędnie wpadało przez rośliny gęsto z wierzchu i z boków osłaniające werandę, a lampa paląca się u wejścia coraz nędzniéj błyszczała.
Nieznajomy razem z troskliwie na swoje pieniądze oczekującym Pepim szybko zbliżył się do stołu, przy którym siedzieli majtkowie i stał Marcellino — i lekko a zręcznie dotknął ramienia tego ostatniego. Potem odszedł w stronę werandy, w któréj gdzie niegdzie tylko pojedynczo siedzieli goście.
Przewodnik mułów z Monte Vero, gdy nieznajomy przeszedł koło niego, spojrzał prędko i zdziwił się, jak każdy kto spostrzega niespodziewanie człowieka znajomego albo przynajmniéj który przypomina znajomego. Gdy więc ten nieznajomy usiadł przy opróżnionym stole tuż pod zieloną i przezroczystą ścianą werandy, a Marcellino poznawszy po przelotném dotknięciu jego ramienia, że to on właśnie tutaj go zawezwał, do niego przystąpił, — przywódca mułów Antonio odwrócił się w jego stronę, tak aby to nikogo nie uderzało.
— To niepodobna, pomruknął; ale gdybym niewiedział, że senhor von Renard jest w Monte Vero, powiedziałbym, że to on tam siedzi przy stole!
— Coby tu miał do czynienia w szynku tak znakomity pan i do tego z tym niegodziwym murzynem? cicho powiedział Niemiec. Mówiliście, że ów adwokat von Renard ma zaślubić swoją córkę młodemu hrabiemu?
— Prawda — ale to ta sama figura, te same niespokojne szybkie ruchy — i gość zupełnie tu niewłaściwy, a w którego twarzy maluje się coś szczególniejszego!
— Widziałem ja już dziwy podobieństwa, rzekł Niemiec; na okręcie, na który wsiadłem w Londynie, znajdował się stary człowiek, który wyglądał zupełnie jak mój ojciec!
Antonio wprawdzie kiwnął głową, lecz spojrzał z boku na cudzoziemca, który go bardzo zaniepokoił, i którego rysów dobrze rozpoznać nie mógł.