Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/395

Ta strona została przepisana.

Z tego balkonu był widok na wspaniałe, obszerne terrasy parku, który z tyłu dochodził aż do lasu. Przed nim wody fontanny wytryskiwały w powietrze, a w koło tego wodotrysku rozległym kręgiem przechodziła droga od wjazdu opatrzonego warownym murem aż do ganku zamkowego. Po obu stronach tego prawdziwie imponująco wielkiego ronda, rozciągały się bujnemi drzewami i krzakami ubrane terrasy, których pierwszy oddział stanowiły groty sztucznie przyozdobione muszlami i pnącemi się roślinami, drugi altany, a ostatni rozsiewające zapach klomby.
W tych przejściach i małych kamiennemi schodkami poprzerzynanych zakładach, szerokim półłukiem okrążających wspaniały zamek, można było prawie zabłądzić, ale niebezpieczniejsze jeszcze były one przez swoje prawdziwie ponętne własności. W grotach utworzonych z kamieni i mchu, opatrzonych w sofy i poduszki, powiewał tak przyjemny chłód, że kto tam raz wszedł, już ztamtąd wyjść nie chciał — wieczorem zielonym dachem przykryte i liściem zasłonione altany, do których przeciskały się promienie księżyca i w których ptaki śpiewały swoje wieczorne hymny, stanowiły tak przyjemne miejsce pobytu, że można tam było przemarzyć całą noc, siedząc w wygodnych ogrodowych krzesłach. Wówczas drzewa szeleściły tak tajemniczo, a korony palm tak cudownie i święcie ocieniały przejścia, że zdawało się, iż człowiek przeniesiony jest w owe wschodnie bajki, w owe południowe niwy, których słabo tylko i niedokładnie przedstawić nam może wyobraźnia. Motyle o różnobarwnych skrzydłach bujały z kwiatu na kwiat — chrząszczyki zasypiały w kielichach lub pączkach bujnych zwrotnikowych roślin — pyszno-barwne papugi i wielkie ananasy kołysały się na obciążonych owocami gałęziach — a daléj po tamtéj stronie muru, po bokach zamku toczyły się srebrzyste fale rzeki Rio Vero.
U dołu leżały kwiatami zasiane klomby, w pośrodku