Przechodząca postać stanęła przerażona — przez szerokie liście palm padł na nią promień słoneczny — była to jedna z jasnobarwnych mulatek, tyle sławnych pięknością rysów i ciała, że w całéj Brazylii płacono za nie niesłychane summy.
Ciemne oczy świeciły z jéj jasno brunatnego oblicza, o pełnym i pięknym kroju. Bujne, ciemne włosy powstrzymywała fantastycznie na głowie owiniętą pstrą chustką — szyję i łono miała prawie całkiem odkryte, bo ściskający je stanik był nizki i szeroki. Krótka, pstra sukienka spadała jéj od stanu prawie aż do kolan, a niższa część wykończenie pięknie ukształconych nóg i małe stopy téj mulackiéj zaledwie szesnastoletniéj dziewczyny, były nagie.
Hrabia Eberhard nabył Maranhę jako dziecię na targu niewolników w Rio, i wyrosła w Monte Vero na ogrodniczkę. Co zasiała i pielęgnowała, udawało się, a kiedy nocą bujała po zaroślach, piękna jéj, podsycająca kwiaty postać, cudownie pociągające wywierała wrażenie.
— Czy to ty Maranho? powtórzył głos z krzaków znajdujących się przy wjeździe.
— Oho — Antonio? biegłą portugalszczyzną zapytało dziewczę.
— Jak dobrze, znasz mój głos, piękna pardo[1], powiedział znajomy nam przewodnik mułów, i rozchylwszy gałęzie krzaków przystąpił do Maranhi, a nie przelękłaś się mnie!
— Jednak Antonio nie chce mi się wierzyć, że to ty!
— Teraz prędko powróciłem, ale dla mnie z wielu powodów jeszcze nie dosyć prędko!
— Coś tajemniczy jesteś, cóż tam nowego?
— Czy pan Renard jest w zamku?
— Nie, ale téj nocy spodziewają się jego powrotu!
— A więc był w Rio?
- ↑ Parda znaczy mulatka, od pardo, żółty.