Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/41

Ta strona została przepisana.

Na progu ukazał się murzyn w błękitnéj, bogatéj liberyi — w czarnych ręku niósł białą atłasową poduszkę, a na niéj leżały, rzucając magiczny blask, który ze wszystkich ust wywoływał mimowolnie cichy szept podziwu, trzy wielkie drogie kamienie, które przewyższając tęczowemi barwami całe światło salonu, świeciły jaśniéj niż gwiazdy.
Murzyn przeszedł przez salon blizko aż do króla, — wtedy upadł na kolana i pochyliwszy głowę aż do ziemi, trzymał przed nim aksamitną poduszkę z haraczem hrabiego de Monte Vero.
Scena ta wywarła szczególniejsze, a rzec nawet można, silne wrażenie na obecnych. Wywołały je nietyle owe trzy brylanty czarne, chociaż były tak kosztowne i rzadkie, jakich nikt ze świetnego towarzystwa dotąd nigdy nie widział, ile raczéj postać klęczącego murzyna i wyprostowana postawa dumnego, pięknego cudzoziemca, którego pojawienie się i dar teraz dopiero czarownie się zrównoważyły.
Był to dar królewski, bo te trzy kamienie, każdy wielkości gołębiego jaja, pysznie szlifowane, tak, że promieniały całym przepychem cudownego blasku, warte były kilka milionów.
Król powstał — tego się wcale nie spodziewał.
— Zdaje się nam, że nagle przeniesieni jesteśmy w jakąś bajeczną powieść Wschodu, rzekł z uprzejmym uśmiechem, przystępując do murzyna i przypatrując się brylantom. Co za przepyszna gra kolorów! Daprawdy panie hrabio, nie bylibyśmy w stanie złożyć takiego haraczu, bo czarnych brylantów wcale nie mamy!
— Pochodzą one z wymywalni Monte Vero, najjaśniejszy panie, są zatém tylko płodem moich posiadłości! Wszakże te tylko trzy czarne kamienie dotąd jedynie znaleziono!
— Przyjmuję panie hrabio twój dar, odpowiedział! król, i niech jeden kamień zachowany będzie w muzeum,