Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/419

Ta strona została przepisana.

— Może masz słuszność — ale ten Villeiro to słabizna, a dla mnie to rzecz nieprzyjemna.
— Na kimże chcesz wprawiać się ty chuderlawy, zwiędły zbóju? szepnął Fursch, który nareszcie wybuchnął gniewem, bo tymczasowo musiał dzielić się.
— Fursch! grożąc mruknął Rudy Dzik — gdybym nie pamiętane jesteś kierownikiem tego przedsięwzięcia, to....
— Co? spokojnie i prawie pogardliwie spytał Fursch; strzegłbyś się występować przeciwko mnie, wszak znasz mnie!
— To chodźmy razem do pokoju Villeiry, tak w każdym razie lepiéj.
Gdy Fursch włożył rękę pod poduszki mocno śpiącego i chrapiącego urzędnika i nakoniec pochwycił klucze, Budy Dzik zbliżył się do drzwi jadalnego salonu, który przejść musieli, dla dostania się do pokoju rządcy, leżącego przy wieżowéj izbie.
Na zamkowym zegarze głośno wybiła północ.
W chwili gdy Fursch trzymał klucze w ręku, a jego pomocnik otwierał drzwi, ten tak gwałtownie odskoczył, że Fursch wyszeptał jakieś przekleństwo, bo Rudy Dzik potrącił go i nadeptał.
W jadalnym salonie tuż przy otwartych drzwiach stała chuda postać Villeiry, który tam przyszedł przebudzony szmerem i cicho prowadzoną rozmową.
Słabowity, stary człowiek ujrzał więc nagle przed sobą owych gości zamkowych, którzy od pierwszego dnia złowrogie i złe wywarli na nim wrażenie, chociaż wtedy mieli bardzo uczciwe miny i na ustach bardzo dobre słowa — Villeiro i niemiecki inspektor Schönfeld, mimo legalizowanych papierów i dokumentów, powzięli niepokonaną wątpliwość — a teraz gdy obaj przybysze stanęli przed nim z groźnemi, czyhającemi i zupełnie innemi minami, natychmiast przekonał się, że się nie omylił.
Ale Villeiro słabowity tak się mocno przestraszył,