Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/420

Ta strona została przepisana.

że nie był w stanie pośpieszyć do okna i zawołać o pomoc, albo stanowczo przeciwko nim wystąpić.
— O cóż to idzie? rzekł wybladły.
Rozpoczęła się okropna scena.
Gdy Rudy Dzik zamykał drzwi prowadzące do ogłuszonego Santosa, Fursch rzucił się na słabowitego Villeirę, który mu w siłach nie wyrównywał i nie spodziewał się napaści mogącéj pozbawić go życia. Nieszczęśliwy uciekał, drżącym głosem wołając o pomoc, do swojéj sypialni, lecz nikt głosu tego nie słyszał. Fursch pobiegł za nim — oczy jego przeraźliwie błyszczały — dzikim ruchem wyciągnął rękę po swoją ofiarę, która teraz już mu się wymknąć nie mogła.
Rozpoczęła się straszliwa gonitwa — rządca zastawiał się stołami i krzesłami, pragnąc tym sposobem ujść strasznemu prześladowcy, ale nadaremnie. Fursch powodowany szatańską chciwością, żwawszy był i zręczniejszy niż Villeiro.
Już nieszczęśliwy czuł rękę mordercy na swoich sukniach — już czuł się schwytanym. Fursch rzucił klucze i obu rękami pochwycił rządcę za szyję — obalił go na ziemię. Villeiro bronił się — całą siłą, jakiéj dodaje obawa śmierci, usiłował oderwać ręce nieprzyjaciela od szyi swojéj, ale te ściskały ją jak żelazne klamry, mógł więc tylko w okropnych mękach duszenia pokaleczyć je paznogciami... Oczy mu wystąpiły z dołów — okropne chrapanie wydobyło się z ust pianą okrytych — twarz nieszczęśliwego zsiniała, a drgające, kurczące się członki, czyniły już ostatnie rozpaczliwe wysilenia.
Ale morderca wszelkiemi siłami dusząc swoją ofiarę, stał nad nią — rozżarty zacisnął zęby, zdawało się, że mu iskry z oczu tryskają, i nie zważał na to, że krople krwi z jego ran na rękach walają umierającego Villeirę i deski podłogi.
Rudy Dzik, aby nie stracić ani chwili drogiego czasu podniósł klucze i przystąpił do głęboko w murze