Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/422

Ta strona została przepisana.

A tak nakoniec skarbiec w Monte Vero stał otworem przed zbrodniarzami, i bez przeszkody mogli przystąpić do dzieła i zrabować go według chęci serc swoich.
Ale nie wiedzieli od czego zacząć — oczarował ich przedstawiający się im widok złota i srebra nagromadzonego w workach, tudzież kosztownych kamieni napełniających szafy.
Hrabia de Monte Vero, był to rzeczywiście Krezus niezrównany. Ten szlachetny, obok niezmiernych bogactw bez pretensyi człowiek, usiłujący jedynie za ich pomocą stać się światu użytecznym, powierzchownością swoją nie zdradzał wcale tak ogromnego majątku, którym zaćmiewał królów i książąt, a sam go nabył. To co leżało tu w wieżowéj izbie w Monte Vero, stanowiło tylko małą część jego mienia, które się prawie corocznie podwajało, większa część pracowała w Brazylii i w dalekiéj Europie, łożona na przedsiębiorstwa, które stwarzał niezmordowanie czynny umysł tego człowieka.
Co dwaj zbrodniarze dla swoich nędznych planów zrabować pragnęli, to wydzierali ludzkości, dalekim i blizkim biednym, bo całém dążeniem, całym celem Eberharda było dopomagać innym swojemi skarbami, nie przez ślepe rozrzucanie i rozdział summ, i tym sposobem wzmacnianie chęci nabycia pieniędzy bez pracy, lecz przez stwarzanie pracy i bogate wynagradzanie pilnych, co już w Monte Vero od dawna się działo.
Fursch drżącą ręką zabrał się do dzieła. Otworzył wązkie okno i przekonał się, że worki dadzą się przesunąć pomiędzy żelaznemi sztabami — na dole był piasek więc spadanie worków z téj nieznacznéj wysokości nie mogło sprawiać żadnego hałasu.
Zaczęła się zatém robota. Gdy Rudy Dzik zsypywał brylanty w próżne worki a potém je wiązał, tymczasem Fursch tak te jak inne ze złotem, wyrzucał za okno — srebrem pogardzili dwaj zbrodniarze.
Tę drogę przebył jeden po drugim worek i wkrót-