Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/426

Ta strona została przepisana.

go, gdy był jeszcze chłopięciem. A gdyby teraz rzeczywiście mógł tam powrócić, gdyby mu teraz zostawiono do wyboru podróż do ojczyzny i swojego pana, który stał z boku przy maszcie, Sandok bez namysłu byłby upadł przed Eberhardem wołając:
— O, massa — massa — Sandok nie chce iść precz — Sandok nie może iść precz!
Murzyn kochał hrabiego de Monte Vero bardziéj niż ojczyznę, którą zaledwie byłby teraz poznał; ale któż mu mógł mieć za złe, że w spokojnéj nocnéj chwili wodził wzrokiem po szerokiém morzu, które wiecznie toczącemi się wałami bardzo łatwo w każdém sercu budzi uczucie tęsknoty?
Północ dawno już przeminęła. Nastąpiła zmiana warty — okrętowi śpiewacy, którzy półgłosem na „Germanii“ nócili, odeszli do swoich kajut, i cichość głęboka zapanowała teraz na niepowstrzymanie po falach pędzącym parowcu. Na horyzoncie, a szczególniéj na wschodzie, ku któremu spoglądał Sandok, występowały lekkie mgły, księżyc pokrywały mniéj więcéj przezroczyste zasłony.
Wtém murzyn nagle odskoczył od czarnych poręczy okrętu — oczy jego słupem stanęły — usta poruszały się, jak gdyby chciał krzyknąć, a strach mu nie dozwalał — podniósł ręce i wskazał w stronę, w któréj mgły się podniosły — kolana pod nim się uginały.
Czyliż nikt inny z osady nie widział okropności, w którą osłupiałe wpatrywał się zaniemiały Sandok? Czy strażnik w masztowym koszu zasnął, a Eberhard jako kapitan swojego okrętu, czy tak zapadł w myśli, że nic nie widział?
Nakoniec Sandok cofnąwszy się o krok i zbliżywszy do pana, odzyskał przytomność i potrafił wymówić:
— Massa — massa! grobowym rzekł głosem, tak, iż się majtkowie rozśmieli: Okręt zmarłych — massa, tam płynie!