Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/430

Ta strona została przepisana.

mowa niewąpliwie jego osoby dotykała. Stał zaś tak, że ci panowie wybornie poznać go mogli, a tyle znano go w całém Rio, iż urzędnicy ani na chwilę powątpiewać nie mogli, że mniemany umarły, to rzeczywiście on, który swój czarny parowiec przed wyspą Lages zatrzymał.
Jeden z czterech czarnych majtków łodzi z czyhającą uwagą spojrzał na parowiec — był to ów uderzająco silnie zbudowany. I on także zauważył hrabiego de Monte Vero i widocznie ze swoim kolegą kilka słów przemówił, odnoszących się do stojącego przed nimi okrętu.
Wreszcie łódź podpłynęła do „Germanii“ prawie spokojnie stojącéj, bo małe fale poruszyć jéj nie mogły. Majtkowie zarzucili drabinę, a oficęr i dwaj urzędnicy celni weszli na parowiec.
— Bogu dzięki panowie! zawołał hrabia de Monte Vero. Robicie wielkie oczy — a znajdujecie się na okręcie, który nie jest zadném mamidłem, ten zaś, który z wami mówi, jest człowiekiem z ciała i krwi.
— Rzeczywiście dziwna to historya — witamy panie hrabio! Pojawienie się pańskie mocno nas cieszy; a co powie najjaśniejszy pan? rzekł oficer uprzejmie kłaniając się.
— Najjaśniejszy pan powie: Monte Vero zmartwychwstał, bo też tak jest rzeczywiście! Ale moi panowie, dodał witając celnych urzędników, mocno pragnąłbym puścić się daléj. Na pokładzie znajduje się tylko osada i ja — ballast „Germanii“ stanowią działa i ammunicya:
— Istnieje więc trudne do wiary oszustwo? ciekawie wtrącił jeden urzędnik.
— Żart, który się wyjaśni; dla tego osobiście pośpieszyłem tu z Europy — lecz co to jest? patrzcie-no panowie! Jeden z waszych wioślarzy upadł i wije się jakby miał dostać żółtéj febry! nagle zawołał Eberhard, wskazując na łódź, w któréj jeden czarny, to wijąc się, to bijąc rękami leżał pod ławą; trzéj zaś inni czarni z objawami bojaźni na bok się usunęli.