— Zadałem mu lekarstwo i kazałem okryć go kocami, powiedział; nie ma on wcale żółtéj febry, czy się nie objawi jaka inna choroba, o tém z pewnością, jeszcze sądzić nie można, lecz zdaje mi się, że ten rzeczywiście olbrzymiéj natury murzyn jutro zupełnie zdrów będzie. Racz pan hrabia sam się o tém przekonać!
— Lekarz zbliżył się do drzwi, prowadzących do małéj kajuty, leżącéj obok kajuty Eberharda, i otworzył je.
Był to wprawdzie nizki, ale bardzo wygodny pokoik okrętowy. Okno z grubego, matowego szkła przepuszczało doń łagodne światło. Pod niém stało łóżko, jak zawsze na wielkich okrętach, zrobione z dosyć długiéj skrzyni drewnianéj, przymocowanéj do ściany. Resztę urządzenia stanowiło kilka krzeseł i stolik.
Marcellino leżał na poduszkach starannie okryty kocami. Ten niegodziwiec, z duszą czarniejszą niż jego skóra, myślał o morderstwie i udawał śpiącego.
Eberhard zbliżył się, aby mu w twarz zajrzeć — chciał przekonać się, czy jéj muskuły są zupełnie spokojne.
Wtém Marcellino otworzył oczy. Przez chwilę patrzał na szlachetną, troskliwą twarz hrabiego de Monte Vero, który go wziął do siebie, gościnnie otworzył mu drzwi swoje, który temu murzynowi przez wszystkich odrzuconemu, wszelkiéj pomocy udzielił.
— O, massa! grubym głosem powiedział Marcellino, a oczy mu zabłysły, wielki massa — Marcellino chciałby wiedzieć nazwisko szlachetnego massa!
— Wyglądasz już teraz lepiéj! rzekł Eberhard zadowolony utrzymaniem murzyna przy życiu, masz silną postać — czy chcesz pozostać wioślarzem na celniczym statku?
— O, massa — ciężka służba! Marcellino chciałby pracować na inném miejscu, w plantacyi cukru.
— Jeżeli będziesz pilny i dobry, to spełni się twoje życzenie!
— Biedny murzyn myśli, że nikt inny tak mówić nie
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/434
Ta strona została przepisana.