ła się zbrodni, jeżeli za jéj pomocą mogła nasycić swoją szkaradną chuć, ową plagę ludzkości, odurzyć zmysły, a także wszelkie czucie i wkrótce zabić w sobie to wszystko — słowem jeżeli mogła upić się!
A ta chęć, ta nadzieja podżegały zgarbioną, starą żebraczkę, skoro poznała, że ją Małgorzata ściga, równie jak tamtą podżegała miłość macierzyńska i rozpacz.
Serce nieszczęśliwéj latało — pulsa jéj biły — piękne blond włosy groźnie za nią się rozwiały — oczy, owe piękne, błękitne oczy, mocno się rozszerzyły — z czoła jéj płynęły krople potu, dech zaczął chrypieć.
Już poranek świtał pomiędzy gałęziami drzew, padała wilgotna mgła, zakrywająca widok, zdawało się że niebo spuściło na ziemię białe płótno, aby zakryć nieszczęśliwą, która po grzechach dążyła do pokuty! krople deszczu spadały jéj jak łzy — łzami też płakała piękna Małgorzata. Porywająca jéj dziecię znikła z jéj oczu, znikł wszelki ślad, wszelki szelest ustał i biedna wydawszy rozpaczliwy krzyk stanęła nakoniec pomiędzy drzewami, zakrywszy twarz drobnemi od cierniów pokrwawionemi rękami, bez pomocy, zgubiona. Kolana jéj gwałtownie zadrżały, usta trzęsły się — z piersi wydobyło się westchnienie wydające całą mękę jéj serca, ucichł krzyk z daleko rozlegającém się swojém echem, a potok łez, które rozpacz wylała, ulżył bólu duszy, który jéj piersi ściskał!
Jestże co okropniejszego nad ten przez Boga potępiony czyn? Jestże boleść, straszliwsza, nad żal matki po dziecku? Żona żebraka, która przez niego opuszczona błąka się po ulicach, okrywa dziecię swoje w nędzną chustkę i tuli je do wyschłego z nędzy łona — pragnienie, głód ją dręczy i trawi, nie ma, miejsca na którémby głowę złożyła, chociażby nawet nad drogą między drzewami — ale przystąp do niéj i podaj jadło i napój, ofiaruj jéj pieniądze i schronienie, a żądaj za to od niéj dziecka, to ci odpowie: „Precz odemnie! wolę być głodną i błąkać się!“ — a może nawet z ust jéj wyjdzie
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/443
Ta strona została przepisana.