cierpliwością niechętnie zezwoliła — ale Walter znalazł tam tylko gałganami okrytych po większéj części opiłych ludzi, którzy go groźną i złowrogą miną powitali — pytał o hrabinę żebraczkę, a na to odpowiedziano mu szyderstwem i żartami.
Wrócił więc do oczekującéj go Małgorzaty, wziął ją za rękę i uprowadził z sobą.
— Jéj nie ma w parku! rzekł; zapewne domyśla się, że jéj szukasz.
— Więc omyliła mnie i ta ostatnia nadzieja, że mi dopomożesz! odpowiedziała Małgorzata zgnębiona i zwątpiała.
— Jeszcze nie — myślę, że ona jest u Albinosa!
— U Albinosa? powtórzyła szybko Małgorzata i znowu nabrała nadziei — a co to za jeden?
— Pozwól mi pośpieszyć, czekaj na mnie tu przy parku!
— Nie, nie! Weź mnie z sobą!
— Chciałażbyś wejść w tak osławione miejsce?
— Z tobą, Walterze! Któż mi może jaką krzywdę wyrządzić?
Małgorzata wymówiła te słowa tak czule, tak stanowczo, że Walter nie znalazł na nie odpowiedzi.
I z ciemności parku szybko pośpieszyli w głośną uliczną wrzawę.
Mgliste wyziewy wiosennéj nocy grubo i smutno zaległy na ulicach i placach rozległéj, ogromnéj stolicy latarnie rzucały światło na mały tylko czerwonawy okrąg, bruk był wilgotny i brudny.