niekształną ręką wywinąwszy w powietrzu: oboje nie macie sobie nic do zarzucenia!
Kasztelan miał na sobie bardzo przyzwoity surdut i kapelusz — zapewne to wszystko pochodziło z zastawnego zakładu pani Robertowéj, która dziwnie upodobała sobie Kasztelana. Otworzyła mu swoje drzwi i żywiła go, za co dopomagał jéj we wszystkiém, załatwiał rozmaite interesa, słowem sprawował wcale nie do pogardzenia obowiązki małżonka, chociaż ksiądz ich nie błogosławił... Pająkowi żal było na to pieniędzy.
Albinos przyniósł kiełbaski i wódkę, i znowu z zadowoleniem usłyszał odgłos dzwonka przy drzwiach.
Gdy pani Robertowa w kapeluszu i chustce zasiadła obok Kasztalana, który popisywał się z niepospolitym apetytem, weszli dwaj mężczyźni, z których jednemu z oczu można było wyczytać, że jest złoczyńcą, drugi zaś niewątpliwie był podupadłym artystą teatralnym. Takich ludzi łatwo poznać pomiędzy setkami, a szczególniéj byłych figurantów lub chórzystów. Przybyły do piwnicy złoczyńców ze złowrogim swoim towarzyszem, miał właśnie na sobie wszelkie cechy dające go poznać. Nie był wysoki, ale osiadły, pełnéj, okrągłéj, gładko wygolonéj twarzy, która w swoich niższych częściach niebieskawo świeciła. Oczy miał ciemne, ruchliwe, gębę nieco śpiczastą, włosy długie i z tyłu nieco na kark spadające. Chociaż surdut jego, który przezornie zapiął, już mianowicie na łokciach bieleje, a niegdyś jasno brunatny kalabryjski kapelusz przybrał nieoznaczoną mocno ciemną barwę i na brzegach miał czarne plamy, jednak ten chórzysta bez służby, który zupełnie głos utracił, porusza się dosyć zgrabnie i elastycznie, a natomiast jego towarzysz, który widocznie chórzystę dla swoich celów pozyskać pragnie, wchodzi bezwstydnie, rzuca czapkę na stół, a z pod gęstych powiek spojrzeniem ponuro ogląda innych gości. Ma ręce nieco poczernione, zkąd Dolmann domyśla się w nim bronzownika albo grawera, bo jeszcze go nie zna.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/458
Ta strona została przepisana.