Na dworze w Rio Janeiro panowało wielkie oburzenie. Eberhard, mniemany umarły, nagle się znowu ukazał, a dwaj oszuści umknęli po zamordowaniu nieszczęśliwego Villeiry i zrabowaniu skarbca w Monte Vero.
Cesarz nazajutrz po przybyciu Eberharda, uściskał go w obec zgromadzonego dworu, i rozkazał swojemu orszakowi ścigać i schwytać przestępców przy użyciu wszelkich środków, gdyż tak zuchwały i na wielką skalę wykonany rabunek morderczy, nigdy tam dotąd się nie zdarzył.
— Racz mój cesarski panie, rzekł Eberhard oddając ukłon, pozwolić mi na jedną prośbę?
— Jesteśmy szczęśliwi, gdy dla was coś uczynić możemy, drogi hrabio de Monte Vero! zawołał don Pedro Segundo, niezmiernie wzruszony. Ukazaniem się twojém przemieniłeś głęboką naszą żałobę w najwyższą radość, bo kochamy cię jak brata — mów.
— Tak wielka dobroć waszéj cesarskiéj mości zawstydza mnie! Hrabia de Monte Vero prosi o pozwolenie, aby sam mógł ścigać i ukarać zbrodniarzy! poważnie i spokojnie powiedział Eberhard.
— Wiemy, że gdy nam ten obowiązek odejmujecie, stanie się zadosyć sprawiedliwości; dla tego składamy całą naszą władzę w wasze przyjacielskie ręce. Czyńcie wszystko, cokolwiek za potrzebne uznacie, ale nie pozbawiajcie nas przytém za prędko waszéj tyle nam pożądanéj obecności. Kiedyż ujrzymy was znowu stale przebywającymi w naszych krajach?
— Obowiązek powołuje mnie napowrót do Niemiec, gdy wymierzę sprawiedliwość, mój cesarski panie; pozostawiłem tam wiele rzeczy jeszcze niepokończonych!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/469
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VIII.
Gonitwa na morzu.