W kilka dni późniéj, po ważkiéj uliczce stolicy, człowiek słusznego wzrostu mocno płaszczem otulony, śpieszył ku ciemno przed nim w głębi występującemu domowi. Uliczka ta prowadziła na otwarty plac, na którym wznosi się potężna, jak się zdaje okrągła budowla, będąca stołecznym cyrkiem.
Wieżowe zegary zaledwie zapowiedziały szóstą wieczorną godzinę, a jednak już było ciemno, tak, że oczy tego człowieka niewyraźnie tylko dostrzegły wejścia i okien od téj strony budynku. Dopiero gdy przyszedł bliżéj, latarnia niewielkie na okrąg światło rzucająca, dozwoliła mu dokładniéj rozpoznać najbliżéj leżącą część cyrku.
W téj chwili z cienia portyku przystrojonego słupami, wystąpiła uderzająco wielka i barczysta postać, która widocznie oczekiwała przybywającego.
— Czy to ty Marcinie? spytał przybyły półgłosem.
— Ja, na rozkazy, panie Eberhard!
— Czy dowiedziałeś się czegoś nowego?
— Przed godziną był u miss Brandon szambelan von Schlewe, gdy już się znajdowała na dole przy lwach.
— Czy mówił z nią?
— Nie, panie Eberhard, patrzałem przez okno w przestrzeń, i widziałem, że młody człowiek, zwany Harry, bardzo krótko go odprawił!
— Może miss Brandon widziała cię i poznała?
— Ani jedno, ani drugie, panie Eberhard!
— Czekaj na mnie tu gdzieś blizko, Marcinie! Barczysty, znany nam już z pierwszego rozdziału sternik „Germanii“ poczciwy marynarz, który dla swojego pana i dobrodzieja w każdéj chwili gotów był oddać
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/47
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ III.
Leona.