się podawał za syna pana Eberharda, był to jeden z łotrów. których kiedyś widzieliśmy pod Białym Niedźwiedziem; byłem więc pewien swojego, byłbym tych wyrzutków nie puścił ani im dał ujść, gdybym miał w szynku jakąś pomoc! Do trzech łotrów chętnie byłbym się zabrał, bo i cóż stać mi się mogło, gdybym ich zbił w kupę! Lecz wtem przybył do nich dwaj inni łajdacy, jak się późniéj przekonałem, kapitan szoneru niewolniczego i jakiś co się nazywał sternikiem. Z tymi dwoma układał się Fursch, domyśliłem się więc, że idzie o ucieczkę.
— Jak dawno wyszedłeś z szynku? niecierpliwie spytał Eberhard.
— Jeszcze godzina nie upłynęła, panie Eberhardzie! łotry tak cicho rozmawiali, że tylko czasem jakieś słowo usłyszałem. Fursch mówił popsutą portugalszczyzną. Nakoniec zdawało się, że zgodzili się, wstali i rzuciwszy gospodarzowi pieniądze za wódkę i wino, wyszli z werandy.
— I nie poszedłeś za nimi?
— Ej, panie Eberhardzie! mówił daléj sternik Marcin, którego to pytanie ubodło, — owszem! Jakże miałem nie pilnować tych przeklętych łotrów? Wyszedłem za nimi z szynku, ale zawsze ostrożnie — zawsze o dwadzieścia, o trzydzieści kroków w tyle. Udali się ku brzegowi, a gdy ich tam w ciemności znowu znalazłem, jakaś kobieta powiększyła ich towarzystwo.
— To musiała być narzeczona fałszywego hrabiego, o ktéréj Schönfeld opowiadał?
— Nie mogłem jéj poznać, panie Eberhardzie, bo była w ciemném okryciu, — ale należała do tych rabusiów, którzy teraz stanowili całe towarzystwo! Wtenczas poznałem prędko plan tych szelmów. Niedaleko od brzegu stał czarny, złowrogi okręt niewolniczy, wysmukły i doskonale zbudowany szoner, jakich zwykle używają handlarze, pragnący uniknąć wszelkiego ścigania. Tak lekki, wązki szoner, przy dobrym wietrze,
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/477
Ta strona została przepisana.