koła „Germanii“ poruszać się zaczęły — woda zaszumiała i zakipiała, a bryg parowy odpłynął od bulwarku.
Przed rankiem jeszcze przybył do wyspy Villegaignon, gdzie w kilka godzin późniéj strzał działowy ze strażniczego okrętu, zapowiedział otwarcie portu. A „Germania“ przepłynęła przez zatokę, a potem obok wyspy Lages. Gdy słońce weszło, już była na otwartém morzu, świeży wiatr popędził nią silniéj, rozpięto żagle, a wspaniały okręt porwany podwójną siłą pary i wiatru, leciał jak ptak po czerwonawo błyszczących falach. Wkrótce znikły za nim ostatnie szczyty skał, a przed Eberhardem leżało znowu rozległe, nieprzejrzane morze i błękitne, bezchmurne niebo.
Marciu ustanowił bieg, Sandok zręcznie jak kot dostał się do jednego z masztowych koszów, dla patrzania, a wszyscy radośnie pełnili służbę, jakby chodziło o prostą spacerową przejażdżkę.
Przeminął dzień, a nie widać było ani śladu niewolniczego okrętu, i już Eberhard zaczynał przypuszczać, że może ten okręt popłynął inną drogą. Ale Marcin był bardzo pewien swojego i twierdził, iż dotąd nie można było wcale postrzedz szoneru, dla tego że ich znacznie wyprzedził.
Nad wieczorem niebo zachmurzyło się, a chociaż nie należało obawiać się burzy, bo takowa, jak to marynarzom wiadomo, rodzi się po największej części z małéj chmurki, zaledwie z początku widzialnéj, jednak mocno horyzont zaciemniały. Cała osada była na pokładzie, książę rozkazał nabić sześć armat „Germanii“ i w kaźdéj chwili mieć lonty gotowe, bo wiedząc, że niewolnicze kuttery, za najmniejszém podejrzeniem strzelają do zbliżającego się ku nim okrętu, chciał być na taki przypadek należycie przygotowany.
W każdym z masztowych koszów wisiał wylegując majtek, a w najwyższym Sandok, który wyprosił sobie tę łaskę u Eberharda — ale noc przeszła, a nie dostrzeżono ani śladu ściganego statku, który, jak mówił Marcin,
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/482
Ta strona została przepisana.