Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/485

Ta strona została przepisana.

— Czy wam winienem zdawać z tego sprawę? I w ogóle co znaczy to ściganie? Wyście także wykręcili!
— Bo chcę was zatrzymać! zawołał Eberhard, a jeżeli się na to dobrowolnie nie zgodzicie, inaczéj się z wami rozmówię!
— Grozicie swojemi armatami? ależ istnieją przecięż morskie prawa! Biada wam, jeżeli choć drzazgę z mojego okrętu odedrzecie! Kto jesteście?
— Jestem książę de Monte Vero i ścigam dwóch zbrodniarzy. Wzywam was po raz drugi, abyście mi ich wydali — jeżeli nie usłuchacie trzeciego wezwania, które nastąpi za kilka minut, to strzelać będę do waszego szoneru!
Można było wyraźnie słyszeć szyderstwa i wściekłe wycia na niewolniczym okręcie, który pędził z wiatrem, ścigany przez szybszą „Germanię.“
Niech pioruny trzasną, szelmy wrzeszczą jak dzicy, a o ile mogę dojrzeć przy świetle księżyca, w tyle okrętu przygotowują się do strzelania, zapewne mają na pokładzie jaki stary moździerz lub haubicę! mniemał Marcin.
— Wzywam was po raz trzeci o wydanie mi zbiegłych zbrodniarzy! zawołał Eberhard, rozkazawszy ludziom przystąpić do dział.
— Zaczekajcie trochę, zaraz nastąpi odpowiedź, odrzeczono.
Marcin miał słuszność — błysnął na szonerze lont, przy którego blasku wyraźnie można było dostrzedz kilka postaci około starego moździerza, który zapowiadał strzał.
Teraz ozwała się na „Germanii“ grzmiąca wrzawa wzgardy...
Gdy nakoniec stare działo niewolniczego kutteru lepiéj się namyśliło — wypadł gwałtowny strzał, a musiała być także w moździerzu i kula, bo coś gwizdnęło z boku „Germanii“ jakby uderzając w wodę.
— Ognia! zakomenderował Eberhard z całą spokojnością duszy, strzelajcie w maszty!