— Niech pioruny trzasną — kule musiały trafić, bo zdaje mi się, że słyszałem tam trzak i krzyk! powiedział sternik Marcin — ale najlepiéj panie Eberhardzie, jeżeli zeżniemy co jeszcze jest do zżęcia!
Wśród panującéj ciemności nie można było teraz wcale widzieć niewolniczego okrętu i nawet Sandok zawołał z góry, że statek ten znikł mu z oczu.
Istniała możność szybkiego zatonięcia szoneru, jeżeli go trzy kule należycie trafiły i przedziurawiły — jednak Eberhard wątpił o tém, mówiąc, że łotry pomiarkowawszy, iż przez walkę nic nie wskórają, zgasili pochodnię, i pragną ujść pod zasłoną nocy.
Natychmiast więc kazał przybić do miejsca, w którém znajdował się niewolniczy okręt i majtkom zalecił stanąć pod bronią. Broń ta składała się z mocno wyostrzonych nożów marynarskich i z wybornych strzelb, które prędko ponabijali. Eberhard zaś i Marcin uzbroili się tylko w pistolety, a Sandok zszedł z masztu i przy — pasał sobie sztylet.
Tak było ciemno, iż zaledwie można było o dziesięć kroków dojrzeć, „Germania“ więc musiała na przednim maszcie wywiesić czerwoną latarnię, jak to przepisują prawa marynarskie. Ale kutter miał tę korzyść, jaką ma każdy złoczyńca przed uczciwym człowiekiem, że nie stosował się do praw, lecz raczéj spuścił się na szczęśliwy los, który jak wiadomo, sprzyja wszystkim niegodziwcom.
Prócz tego Eberhard musiał ostrożnie nacierać „Germanią,“ bo mogło było łatwo nastąpić uderzenie o szkielet kutteru, chociaż koniecznie mu się zdawało, iż ten ratował się ucieczką.
Wtém nagle jeden majtek zameldował, że szoner leży na boku i w téj chwili, wśród uderzającego plusku dało się słyszeć wołanie:
— Oj, oj — to przeklęty parowiec! Niech was djabli porwą! Do sądu morskiego z wami, na nic postrzelaliście
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/487
Ta strona została przepisana.