— Musicie mi się wylegitymować, senhor! zawołał kapitan do księcia śmiało ze swoim orszakiem na pokład wchodzącego, albo przez wszystkich świętych, mimo waszej przewagi popamiętacie mnie!
— Dajmy pokój próżnym słowom — nie mamy więcéj o czém mówić. Uczyniłem więcéj nad mój obowiązek, bo po trzykroć wzywałem pana, abyś mi odpowiedział i wydał zbiegów!
— Nie mam żadnych passażerów na pokładzie, senhor; z czterema majtkami żegluję tam do wybrzeża, dla nabrania ładunku. Teraz postrzelany muszę wracać do Rio, a pan wynagrodzisz mi szkodę!
Książę rozkazał stojącemu za nim Sandokowi, aby przywołał sternika Marcina.
Cała scena wyglądała po wojennemu, po wojskowemu. Na morzu zaległa ciemna noc, a razem spojone dwa okręty bujały po równomiernie poruszających się bałwanach. Prócz różowego światła, jakie dawała latarnia „Germanii,“ dwie pochodnie, trzymane przez dwóch majtków, rzucały tylko ponury blask na spotykających się z sobą Eberharda i kapitana niewolniczego okrętu, którego majtkowie półgłosem rozmawiając teraz zbliżyli się.
Dwaj ci ludzie stali groźnie naprzeciw siebie — i przedstawiali jeden brutalne zuchwalstwo, drugi rycerską szlachetność. A ludzie „Germanii“ stanowili straż, która swoją postawą i powagą wybornie do Eberharda pasowała.
Murzyn przywołał sternika, który przeszedł przez zarzucony mostek z miną, na któréj można było wyczytać słowa: „Przecię, teraz mnie pan potrzebujesz — bo też przeklęcie byłoby mi przykro, gdybym musiał był pozostać, bo się nigdy tak spokojnie rzeczy nie załatwia!“
— Marcinie! powiedział pan „Germanii,“ przez pół do kapitana, przez pół do swojego sternika zwrócony: czy mógłbyś poznać owego przewodnika niewolniczego okrętu?
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/490
Ta strona została przepisana.