Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/496

Ta strona została przepisana.

Marcellino znikł — wił się jak szalony ze straszliwego bólu, który mu wprost w piersi puszczona kula zadała, i wypadł z łodzi — chrapliwy głos wydobywający się z pośród bałwanów świadczył, że czarny niegodziwiec w wodzie, wśród ciemnéj nocy walczył ze śmiercią.
Sandok wskazał miejsce, w którem tylko co ręka ukazała się nad falami — i wtedy świat uwolniony został od jednego szatana.
Gdy Marcin z zadowoloną miną oddawał majtkowi strzelbę, a kapitan niewolniczego okrętu udawał, że nie bierze udziału w całém zajściu, Fursch i jego wspólnik pochwycili za wiosła, i gnani obawą śmierci, jak można najśpieszniéj umykali z obrębu „Germanii.“ Ale ich łódź stała się igraszką bałwanów oceanu, a chociaż połączone siły dwóch zbrodniarzy, podniecanych przez Czarną Esterę, zdołały chwilowo oddalić ją od połączonych hakowym mostem dwóch okrętów, lecz zawsze był to czyn szalonéj rozpaczy powierzać się straszliwemu żywiołowi w takiéj łupinie orzechowéj.
Książę de Monte-Vero przeto spojrzał na nich jak na zgubionych bez ratunku z myślą o przebaczeniu, albo ulegając przekonaniu, że idą na karę z ręki Boga.
Gdy łódź znikła mu z oczu, wrócił z osadą swoją na „Germanię,“ a kapitanowi niewolniczego okrętu, który zgrzytając zębami nie mówił już nic o wynagrodzeniu strat, kazał płynąć daléj do brzegów Afryki. Czekał do rana dla przekonania się o niemożliwości połączenia się kutteru z łodzią, i dopiero wtedy rozkazał swojemu sternikowi, by płynął daléj drogą do Europy.
W niemieckiéj ojczyźnie swojéj Eberhard miał jeszcze wiele do pokończenia; mimo wszelkich trudów i ofiar nie dopiął jeszcze najwyższego w swojém ruchliwém życiu zadania.
Książę de Monte-Vero myślał o swojém biedném, zgubioném dziecięciu — i tajemnie wypłynęła gorąca łza z jego oka, przez morze na cel swój poglądająca. Byłby dał miliony — cały jego bogaty majątek — Monte-Vero, ta