Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/503

Ta strona została przepisana.

się dowiedzieć kto nadchodzi. Nie byli to mężczyźni cyrkowi, bo ci już wyszli ze swoich pokojów. Lopin mieszkał naprzeciw cyrku i zwykle po przedstawieniu, gdy dał żywność swoim lwom, co zawsze sam dopełniał, nie zwiedzał już areny i przyległych pokojów.
Liddy przytrzymując okrycie pod szyję, podsunęła się ku drzwiom wiodącym na korytarz, a garderobiana dla śpieszniejszego ukończenia służby, poszła zapalić świeczniki najprzód w gabinecie Belli, a potém u Liddy. O miss Joannie już pierwéj pamiętała.
— Cicho, szepnęła, kiwając ręką, podsłuchująca Liddy — można pęknąć od śmiechu! Dwóch się spotkało na korytarzu, którzy woleliby się byli wcale nie widzieć, a teraz szukają najdziwaczniejszych usprawiedliwień i powodów.
Qui donc? zbliżając się po. cichu, spytała Francuzka.
— Baron von Schlewe...
— Pobożny pan? chychotała Bella.
— I lord Wood, poszepnęła Liddy, zaledwie mogąca powstrzymać się od śmiechu — baron z razu niby szukał księcia, ale gdy mu się wykręty nie udawały, poprawił się i utrzymywał, że chce mówić z Lopinem — a stary lord w taki wpadł kłopot, że przeplatał rozmowę wyrazami różnych języków.
— O, ja muszę prosić, aby tu żadnych panów nie wpuszczano! rzekła bardzo moralnie usposobiona miss Joanna: to sprzeciwia się garderobianym przepisom!
— Zapewne, dla tego, że to nie lord Felton? z, gwałtowną miną zawołała Francuzka.
— Widzisz panna, że rozpuściłam włosy!
— To idź panna do gabinetu, gdzie się możesz; zamknąć, miss Joanno, nie przeszkadzaj naszym zabawom!
— Tego za nadto — o tém musi, pan Lopin wiedzieć! zawołała Angielka, chwytając wyplecione kwiaty i pukle i wściekle wpadając do gabinetu, bo przybliżały się głosy dwóch panów.