Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/505

Ta strona została przepisana.

objeżdżają świat, a ich członkami i sztukami szachrują! Jest tu także w tém towarzystwie pewna młoda Francuzka.
— Zapewne panna Bella?
— Tak jest, tak się nazywa biedaczka! Takie dziewczęta, nie mając ani krewnych, ani żadnego człowieka w świecie, zostają zwykle ofiarami grzechu! Co mają począć w obcych krajach, po których oprowadza je chciwy przedsiębiorca? Zgubione to istoty, mój drogi lordzie — zgubione na duszy i ciele, w przeciągu kilku lat upadają, a na starość czeka je kij żebraczy i dręczące wyrzuty występnie przepędzonego życia, jeżeli nie znajdą jakiegoś punktu oparcia, jeżeli niebo nie zeszłe im człowieka, któryby je powoli i z miłością na prawą drogę naprowadził!
— Powoli i z miłością...
— Rzeczywiście bardzo powoli i z wielką miłością, inaczéj wszelkie trudy nadaremne. Gwałtem, surowemi upomnieniami nic się nie osiągnie u tych istot, które raz trucizny zakosztowały; tylko łagodna, miękka ręka może tego dopełnić i uratować je. O, ja doznałem w tym względzie obfitego doświadczenia, gorzkiéj niewdzięczności!
— A przecięż jesteś pan zawsze takim przyjacielem ludzkości, zawsze tak troskliwym! Ale otoż nadchodzi garderobiana, przytrzymajmy ją. Hej, moja szanowna! przytłumionym głosem zawołał stary lord — może nas pani objaśnisz — oto za fatygę — czy panna Liddy jeszcze jest w garderobie?
— Na usługi ekscellencyo, powiedziała stara, dygając bardzo uniżenie i zręcznie zaciskając rękę, w którą, jéj znany już ze szczodroty lord wsunął sztukę złota — artystka jest tu w pokojach.
— A panna Bella? szybko zapytał von Schlewe, tym sposobem oszczędzając wydatku.
— Tego nie umiem powiedzieć! odrzekła garderobiana obojętnie wzrusząjąc ramionami, i jednym tchem przyjaźnie zapytała lorda, który ją złotem wynagrodził: