Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/51

Ta strona została przepisana.

— Otwórz pani kratę, rzekł z zimnym spokojem — i ja z tamtéj strony oceanu przywykłem do obcowania z takiemi bestyami — wprawdzie trzem ulegnę, ale nie sądź pani, abyś przez to uwolniła się od odpowiedzi na moje pytanie! Jeżeli pani nie powiesz, gdzie mam szukać mojego dziecka, które teraz już musi być blizko szesnastoletnią dziewczynką, to się świat dowie, że matka miss Leony Brandon, hrabiny Ponińskiej...
— Wstrzymaj się pan, wrzasnęła Leona wyciągając ręce jak do obrony. Pan wiesz...
— Wszystko! Gdzie moje dziecię?
— Po naszém rozłączeniu, oddałam je, wyjąkała Leona w krótkich przerwach, mojej pokojówce — ona zaś dała je na wychowanie pewnéj rodzinie...
— A nazwisko téj rodziny?
— Była to rodzina jakiegoś kancelisty Furscha, który utrzymywał zakład wychowania!
— Daléj, daléj — muszę wiedzieć gdzie mam szukać mojego dziecka, abym je mógł przytulić do ojcowskiego łona, abym je uszczęśliwił, mówił Eberhard głosem, w którym przebijało się gorące uczucie i tęsknota.
— Rodzina ta gdzieś znikła, wszelkie moje poszukiwania były nadaremne.
— A więc pani trudziłaś się? — z przerażającém szyderstwem mówił Eberhard.
— Tyle tylko dowiedziałam się, że mąż młodéj wówczas kobiety, która zabrała dziecię, przebywał w parku bez schronienia — bo go poszukiwano!
— Niegodziwa! w jakież ręce dziecię moje wydałaś! zawołał boleścią dręczony Eberhard, tuląc twarz w dłoniach. Biada ci, jeżeli go nie znajdę — biada ci, jeżeli, co jeszcze straszliwsza, znajdę je grzesznicą — jeżeli, odziedziczyło krew twojéj matki!. Wtedy — o wtedy wyczerpie się aż do dna i moja nawet cierpliwość — zgnębię cię, nie przez to, abym miał na tobie położyć moją rękę — o, uchowaj mnie Boże od tego! — nie, ale kara twoja będzie daleko sroższa!