Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/514

Ta strona została przepisana.

— Toby było głośne; poszła sobie na spokojny chleb bo zebrała niezły dochodzik — mówią, że i teraz już wszystkie bilety rozprzedane.
— Jabym darmo na to patrzeć nie chciała, odwracając się zawołała cierpko jakaś wyrobnica; na tak przeklęte pomysły policya nie powinnaby wcale pozwalać! Ten Francuz chce z sobą wziąć dziecię do klatki — co za zgroza! Chciałabym tam być i powiedzieć temu potworowi prawdę. Bóg nie powinien takich ludzi dziećmi obdarzać!
— Macie słuszność! odpowiedział mężczyzna, odchodząc daléj z kobietą. Ile też dzieci macie?
— 10-cioro żyjących, ale ani jednego nie oddałabym nikomu. Widzicie, jestem uboga, a niech mi kto sto talarów na stół położy, sto białych błyszczących talarów — żeby za to któreś z moich dziesięciorga dzieci choć raz mógł z sobą zabrać do klatki, to go razem z pieniędzmi ze schodów zrzucę! — a sto talarów była to jednak dla wyrobnicy znakomita summa, bo ich razem tyle nigdy nie widziała.
Niektórzy stojący przy afiszu z uśmiechem przypatrywali się rozgniewanéj kobiecie, inni podzielali jéj zdanie — ale większa część pragnęła znajdować się na zapowiedzianém widowisku.
— Tam są tylko dwa lwy, objaśniał ktoś, co przed kilku dniami był w cyrku; trzeci zdechł przed kilku dniami.
— Pewno nie z niestrawności, zawołał człowiek w rogu stojący, bo ci biedni królowie pustyni musza bardziéj głód cierpieć niż my! Byłem tam niedawno, ależ to nędza — żebra wyglądają zwierzętom z pod futra, jak obręcze na beczce. Lwica ujdzie, ale król zaledwie łazi, taki głodny. Z tym i ja się nareszcie pokazywać odważę, jeżeli mi za to zapłacą!
Głośnym śmiechem wynagrodzono stojącego przy rogu, który należał do owych figur stolicy, jakich nigdzie nie brakuje i jakie nietylko popisują się swojemi płas-