praktycznie złożony chleb z masłem, wyprosiwszy sobie u siąsiada afisz, aby tymczasem mieć korzyść z odczytania porządku nastąpić mającego widowiska, i lejąc krople potu w pośród wzrastającego gorąca i ścisku.
W jednéj loży znajdowali się także: młody malarz Wildenbruch i Justus Armand, którzy pana Ol... już od niejakiego czasu nie widzieli, bo poseł na kilka tygodni wyjechał, a on mu towarzyszyć musiał.
Nakoniec dzwonek zapowiedział rozpoczęcie widowiska, a huczne tony muzyki rozległy się po cyrku.
Gdy męzki personel wykonywał bardzo zręczne skoki na siodle, a downy wyprawiały rozmaite figle, Justus i Wildebruch z cicha rozmawiali.
— Spojrzyj-no tam w górę na tę dziewczynę na ostatniéj ławce! szepnął malarz.
— Mówisz zapewne o bladéj blondynie stojącéj przy wyrobniku? — Uderzająco piękna twarz! odpowiedział Justus Armand.
— Nie wiem dla czego ciągle na nią spoglądać muszę; w jéj postawie i twarzy widzę jakieś zakłopotanie.
— Masz słuszność, teraz i mnie to uderza — wyrobnik pociąga ją nieco w tył.
— To także oznaka czasu, mniemał Wildenbruch, że tak młode kobiety z taką niecierpliwością cisną się na widowisko, od którego i my może nawet truchlejemy.
— Szczególna rzecz, że ona raz blada jak śmierć — raz czerwona!
— A jak biednie ubrana — ale do cyrku przyjść musiała.
— Pomyśl tylko, że tysiące odejść musiały i że za siedzące miejsce po kilka talarów płacono! odpowiedział pan Armand.
— Ach — otoż i znakomita konna artystka Bella — siedzi na koniu jakby z nim zrosła — jaki wdzięk!
— Jeździ według wysokiéj szkoły, tak wykończenie, jak jeszcze nie widziałem nigdy!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/517
Ta strona została przepisana.