Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/52

Ta strona została przepisana.

Leona z wewnętrzném przerażeniem wysłuchała groźby człowieka, którego straszne cierpienie widziała i którego gwałtowny charakter znała; wiedziała, że słowa swojego dotrzyma, więc się go obawiała.
W téj chwili otworzyły się w głębi przestrzeni wielkie i szerokie drzwi — prowadzące na korytarz do ujeżdżalni. Na progu ukazał się młody dwudziestoletni chłopiec w srebrnych łuszczkowych trykotach, w których jego postać wybornie się przedstawiała — przez chwilę stał zdziwiony, ujrzawszy obcego przy miss Brandon, i zmierzył go od stop do głowy.
— Jeszcze téj nocy poszukam w zwierzynieckim parku tego włóczęgi ściganego, mówił z cicha Eberhąrd; oby Bóg dozwolił mnie i pani, abym znalazł dziecko!
I zmierzał ku drzwiom.
Leona odprowadzała go nienawiścią pałającym, ponurym wzrokiem.
Gdy drzwi za sobą zaniknął, rozkazująco rzekła do młodzieńca stojącego w głębi z założonemi rękami:
— Harry, czy dobrze przypatrzyłeś się temu człowiekowi?
— Poznam go między tysiącem! z zapałem odpowiedział młody.
— Nawet gdy zamiast tego ubioru, włoży zdobny orderami i ukaże się pomiędzy książęty?
— Nawet i wtedy, miss Brandon, dla pani znajdę go wszędzie!
Leona zamilkła na chwilę — pogrążona w ponurych myślach patrzała przed siebie — jéj namiętna, dzika dusza wydała wyrok, wywołany groźbą Eberharda i jego dla niéj niebezpieczném pojawieniem się.
— Nienawidzę go — poszepnęła — i wyznaj Leono, ty się go boisz! To haniebnie — albo ja!
Spojrzenie Harrego z zachwyceniem zawisło na miss Brandon, która miała nad nim wszechmocną, władzę.