Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/520

Ta strona została przepisana.

— Podpalić — ogień podłożyć, mruczała Małgorzata, ale oderwane wyrazy przekonywały jak okrutne myśli snuły się w jéj udręczonym umyśle? Ogień — to nie będzie mógł wystąpić. Musisz mi pomagać, skoro wieczór nastąpi!
Walter struchlał — miłość macierzyńska i rozpacz mogły ją do zbrodni doprowadzić! Jeżeli ta okropność jéj się uda — to ona stanie się morderczynią tysiąca ludzi!
— Małgorzato, rzekł seryo: musisz mi święcie poprzysiądz, że nic bezemnie nie poczniesz!
— Musisz mi pomagać — wszak powiedziałeś, że mnie nie opuścisz. Musisz mi pomagać!
— Tak, prawda, ale posłuchaj mnie! Przedewszystkiém musisz się uspokoić!
— Jestem spokojna — zupełnie spokojna — ale mów, co naprzód uczynimy?
— Najpierwiéj pozostaniesz tu kilka godzin w chatce.
— Nie mogę — dręczysz mnie okropnie...
— Ha, to ani cię wspierać, ani pomagać nie mogę.
— I ty także — i ty! Wszyscy opuszczają mnie — a dziecię moje będzie rozszarpane! Walter czuł, że potrzebuje całéj siły i stałości.
— Pozostań tu w chatce aż do wieczoru, Małgorzato; potém oboje pójdziemy do cyrku; jeszcze raz zapytam i wszystkiemu przeszkodzimy.
— Przeszkodzić — tak, to główna rzecz, byle dzisiaj przeszkodzić — potém ukradnę mu dziecko, tak jak mnie ukradła je żebraczka! poszepnęła Małgorzata.
— Uspokój się, potém razem zemną zrobisz to co będzie najlepsze!
— Tak, tak, wiem o tém. Ty mi pomożesz!
— Biedne, udręczone serce, okropność, co ty cierpieć musisz! cicho powiedział Walter, gdy zgnębiona weszła do chatki, całkiem posłuszna jego woli i ufająca.
Nad wieczorem poszli oboje do cyrku — im bliźéj była tego straszliwego domu, do którego inni śpię-