Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/521

Ta strona została przepisana.

szyli z upragnieniem zabawy, tém bardziéj wzrastało jéj gorączkowe rozdrażnienie i trwoga — drżała — Walter ciągle ją uspakajał.
Poszedł do mieszkania Lopina i wypytywał się o dziecko.
Odpowiedziano mu, że pogromca wystąpi z jedném ze swoich dzieci.
— Nie mogę tego myśleć, że żebrząca hrabina była u Lopina. On sam ma dzieci, dla czegoby miał brać obce?
— Ja nie odejdę z cyrku — muszę widzieć co się stanie! poszepnęła młoda matka, patrząc niespokojnym, rozognionym wzrokiem.
— To kupię miejsca dla nas obojga, abyś się przekonała; czuję, że inaczéj nie uspokoisz się. Jeżeli przekonamy się, że to nie twoje dziecko, to po przedstawieniu jeszcze raz poszukamy żebraczki hrabiny, i biada jéj, jeżeli nam wtedy nie powie prawdy!
— Tak, Walterze, tak to dobrze! wyjąkała Małgorzata.
Ze szczupłéj płacy, którą pobierał strażnik parku, ofiarował on większą część na otrzymanie z trudem i kłopotem dwóch miejsc na wysokości amfiteatru, gdzie teraz strapiona z gorączkową niecierpliwością oczekiwała na wystąpienie Lopina. Traciła dech, ręce od dręczącego wzruszenia miała wilgotne i zimne, serce biło jéj gwałtownie. Otaczający ją i przed nią siedzący postrzegli, nie umiejąc sobie tego wyjaśnić, co się działo z tą dziewczyną, patrząc na nią ciekawie z boku; — chociaż Walter ją tajemnie uspakajał i łagodnie dotykał, jeżeli głęboko wzdychała lub wyszeptała jakieś słowo, jednak po każdém poruszeniu można było poznać jéj gorączkowe wzburzenie.
— Czyście chorzy, czy może wam od gorąca niedobrze? obróciwszy się spytał przed nią siedzący mężczyzna. Lepiéj się pomieniajmy, zajmiéjcie moje miejsce tu na ławce, a ja będę stał!