dla pieszych przeznaczone — a strażnicze posterunki taktowym krokiem przechadzały się przed bramą.
Z parku obszernym cieniem rozlegającego się, nie dochodził już żaden odgłos — ptastwo zasypiało na gałęziach, a ludzie opuścili nocą okryte alee, w które już tylko gdzie niegdzie wpadał promień księżyca. Białe posągi świeciły z zieleni, jako wieczni mieszkańcy tych trawników zacienionych.
Wtém jakaś postać przebiegła przez szeroki portyk Środkowéj bramy, która chociaż przygarbiła się, jednak wydawała się uderzająco wielką. Był to mnich Erazm. Wybrał on tę część bramy służącą jedynie dla dworskich powozów dla tego, aby się nie zetknąć z pchającym się tłumem, który dla pobożnych braci od pewnego czasu nie zbyt wielką przychylność okazywał.
Erazm widocznie dobrze się wywiedział o parku i o położeniu Lwiego mostu, bo po przejściu bramy, zaraz zmierzył ku téj stronie lesistego, kilkomilowego zakładu, w któréj leżało miejsce schadzki. Wkrótce dostał się pod cień drzew i teraz był w swoim żywiole. Tacy ludzie lubią ciemność, bo sama ich suknia już do niéj przystaje.
Kto w téj nocnéj godzinie, jak ogromny cień po pod ciemnemi pniami drzew widział pośpieszającego wielkiemi kroki i naprzód pochylonego, a unikającego każdego promienia księżyca, po tym mimowolnie przebiegał jakiś złowrogi dreszcz, jakby na widok jakiegoś nocnego widma.
Gdy przybył na jedną z krzyżowych dróg, nagle zatrzymał się na chwilę — zdało mu się, że w pobliżu słyszy jakieś głosy, z których jeden był mu znany — szczególniejszy traf! Mnich z klasztoru Notre-Dame w Paryżu, rzeczywiście doskonale mówiący po niemiecku i Niemiec rodem, słyszał w téj nocnéj godzinie i zupełnie obcéj stolicy znane mu głosy — albo może myliło go podobieństwo?
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/538
Ta strona została przepisana.