bez tego ciasnego okrycia, ciebie módz podziwiać, a po — tém umrzeć...
— Po mnie potop, dopełniła Leona z szatańsko-lodowym uśmiechem na dumnych, cudnych rysach — ale teraz odejdź! Erazm ciągle jeszcze trzymał miękką, drobną rękę pięknéj mniszki — była ona od łokcia okrytego szeroką mniszą szatą aż do pulchnie ukształconego ramienia powoli i nieznacznie odsłoniona — teraz z trudnością pokonawszy się powstał, bo Leona odejść chciała.
Szedł obok niéj pod głębokim cieniem drzew.
— Niech cię wszyscy święci prowadzą! zakończyła mniszka, gdy przybyli do miejsca, w którém się drogi rozdzielały. Pójdziesz tą drogą i dostaniesz się do królewskiéj bramy — ja wybieram tę drugą.
— Rozkazujesz, jestem posłuszny, dostojna siostro!
Odszedł — o kilka kroków daléj znowu stanął — wrząca, wzburzona krew mówiła mu, że jest sam z nią w pośród ciemnego lasu — ale wnet poszedł daléj, rozpiąwszy habit, aby chłodne powietrze doszło do jego pałającéj piersi.
Leona słyszała, że stanął, ale śpiesznie szła wązką ścieżką; myśli jéj zajęte były czém inném niż słowami zmysłowego mnicha.
— Wszyscyście wy poddani, nędzni niewolnicy owych namiętności — ktoby na was zważał? U nóg moich leżeć winniście, a ja karki wasze deptać będę. Tylko on — on inny niż wy — on, którego nienawidzę całym zapałem mojéj duszy niemogącéj kochać — on, który i teraz tak szczęśliwie zaczęte plany moje zniweczył! Ale mimo tego — dusza moja nie spoczywa. Ty powinieneś uczuć moją nienawiść, ona cię bez przerwy prześladować będzie, aż jéj ulegniesz! Lecz co to jest — chatka? poszepnęła Leona, nagle przystając, bo w niewielkiéj od siebie odległości ujrzała nizki domek w krzakach, którego drzwi były otwarte — jest to chatka strażnika, stoi on tam daléj i układa w szychty drzewo, które porąbał — a tam
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/544
Ta strona została przepisana.