Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/546

Ta strona została przepisana.

Mniszka skryła się za drzwiami, tak, że stojącéj w chatce Leony nie można było widzieć, ona zaś dobrze Małgorzatę uważać mogła — i teraz przytłumionym głosem zawołała ją po imieniu:
— Małgorzato! rozległo się po chatce.
Dziewczyna szybko się odwróciła.
Na twarzy Leony odmalowała się tryumfująca radość.
— Czy wołasz mnie, kochany Walterze? spytała Małgorzata patrząc ku drzwiom półgłosem, aby nie obudzić śpiącego dziecka.
W téj chwili mniszka wyszła z cienia na światło bijące z chatki.
Małgorzata krzyknęła — nagle ujrzała przed sobą obcą, wysoką kobietę w ciemnej klasztornéj szacie — różowawe, niepewne światło, walczące z głęboką nocną ciemnością, uczyniło to pojawienie się jeszcze bardziéj przerażającém.
Walter usłyszał ten krzyk i przybiegł — on także zastanowił się na chwilę, ujrzawszy stojącą przy chatce mniszkę, któréj przyjścia nie słyszał.
— Czegóż się boisz dziewczyno? poważnym, ale życzliwym głosem spytała Leona — czy nie znasz pobożnéj szaty, którą noszę, i czy ona tak straszna, że drżysz?
— Mniszka — wyjąkała Małgorzata.
— Czyście zabłądzili? to was chętnie przeprowadzę na dobrą drogę! rzekł Walter zbliżając się.
— Nie, nie dla tego tu stoję milcząc, odpowiedziała Leona; postrzegłam ciebie, dziewczynę, w chacie strażnika — więc przejęła mnie wielka trwoga o zbawienie twojéj duszy. Żyjecie tu wspólnie w chatce — a tam widzę dziecko. Twoje dziecko, wiem o tém, bo widziałam jakeś je całowała i okrywała!
Małgorzacie słów zabrakło — czuła tylko, że ciężki zarzut pobożnéj obcéj kobiety, gorącą krwią oblał jéj blade oblicze.
Ale Walter musiał dać odpowiedź mniszce, aby Mał-