świątynią, w ktôréj głośno Boga chwalono! Wracająca do zdrowia widziała, że odzyskuje życie i dziecko, a chociaż było to życie ubogie i pełne trosk, jednak na bladém obliczu młodéj matki jaśniała już wielka rozkosz.
Cudowna duszo ludzka — niewidzialnie i olbrzymio wielka — z jednéj, pierwiastkowéj duszy pochodząca, a jednak w każdym człowieku rozmaita — jakże niezbadana tajemnica otacza całą twoją tkankę i cały ruch!
Małgorzata, ta dziewczyna wzrosła w nędzy i braku, dla któréj raz tylko jedyny w życiu i na krótko zabłysł cudowny promień słońca — ta udręczona, nie mogąca sobie poradzić matka, która w szalonéj rozpaczy, zamordowała drugie swoje dziecię, porzucając je na drodze wśród zimowéj nocy, a potém nie znalazła ani dziecka ani miejsca, dla uratowania zań drugiego nie lękała się śmierci — ta dla boleści zrodzona dziewczyna, która prócz śpiącego na ręku klejnotu nic swojém nazwać nie mogła, uczuła wielką rozkosz przekonawszy się, że wraca do życia. Na rozjaśnioném od słońca zwierciedle morskiém jéj duszy ukazały się nowe nadzieje, jak piękne fata morgana, a w téj chwili zasmucała ją tylko jedna myśl dręcząca — myśl o zatraconém dziecięciu.
Walter wyprowadził zmartwychpowstałą na pachnące latem powietrze parku, — cieszyła ją zieloność lasu, śpiew ptaków, jasne słońca promienie — to wszystko uważała za nowy dar dla siebie! Ścisnęła rękę Waltera i z miłém spojrzeniem podziękowała mu za jego poświęcenie, za jéj ocalenie, a potém podniosła dziecię w górę, jakby mu pokazać chciała piękność świata, lazurowy błękit nieba.
Tych troje ludzi przedstawiało przepyszny obraz dla i spokojnego widza, miły obraz spokoju — w głębi ubogą chatkę — a przed nimi ozłocony słońcem, rozjaśniony las!
Teraz już Małgorzata szybko odzyskiwała zdrowie.
Walter oczyścił jéj swoją chatkę, musiała pospołu z dzieckiem zająć jego łoże — a sam dla siebie znalazł
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/557
Ta strona została przepisana.