przy drzwiach pod gałęźmi drzew miejsce spoczynku i czuwał nad nią; na zimę zaś zamierzał, przenieść ją do miasta, do ubogiéj wprawdzie, lecz uczciwéj rodziny, gdzie miała znaleźć schronienie przez czas, który on pracy poświęcić pragnął.
Gdy więc w chatce panował taki spokój, wtedy nagle ukazała się w niéj owéj nocy Leona, ten szatan, i okrutnie rozproszyła blask szczęścia i pokoju. Gdy po groźnych słowach swoich znikła w lesie, uczuła Małgorzata z wyrazem przerażenia na twarzy, że ją czeka nowe nieszczęście, — dusza jéj truchlała, na myśl o żyjących nienawiścią oczach mniszki, a chociaż Walter usiłował dodać jéj odwagi, przeczuwał jednak również niebezpieczeństwo, którego powodu i skutków jeszcze zbadać nie mógł.
Oboje długo w nocy radzili co teraz począć mają. — Oboje przewidywali, że mniszka niezwłocznie spełni swoje groźby, tembardziéj, że odeszła zagniewana.
— Chociaż mnie prześladować, będzie i dosięgnie, mówiła strwożona Małgorzata, jednak niewinnego dziecka w ręce swoje nie dostanie — wierz mi, że ma względem niego i mnie zamiary, przepowiada mi to jakiś głos wewnętrzny. Cokolwiek mnie spotka, zniosę wszystko z uległością, ale dziecię moje muszę przed nią ochronić, zaraz — niezwłocznie, — jeszcze przed jutrem, bo czuję blizkość niebezpieczeństwa!
— Pozostań tu Małgorzato, ja cię własném życiem bronić będę, rzekł Walter; dopóki ja istnieję, nikt nie będzie śmiał niepokoić ciebie ani twojego dziecka!
— A jeżeli ciebie pierwéj usuną, a potém na mnie napadną i dziecię mi odbiorą — cóż się wtedy stanie?
— To nigdy nie nastąpi; wierz mi, tego nikt nie zrobi!
— Walterze — ja nie mogę inaczéj — mnie śmiertelna trwoga przejmuje! Mnie coś nagli do ucieczki — zdaje mi się, że z jutrem już spadnie na nas nowe nieszczęście!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/558
Ta strona została przepisana.