Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/563

Ta strona została przepisana.

Serce rozdzierająca boleść odmalowała się na jéj twarzy — ależ w domu podrzutków były nabożne Siostry miłosierdzia, które wyrzekają się świata, aby żyć dla pielęgnowania cierpiącéj ludzkości i w niéj znaleźć cel swojego życia! One nie są zdatne uczynić zadnéj krzywdy kochanemu, delikatnemu, uśmiechającemu się dzieciątku Małgorzaty — to rzecz niepodobna — wszakże tyle innych dzieci w domu podrzutków uczciwy przytułek znalazło!
Obraz Leony stanął przed oczami walczącéj matki, i szybko z trwogą obejrzawszy się, włożyła dziecię w kolebkę. Nikogo nie było w pobliżu. Nikt jéj nie widział.
A więc się stało.
Odwróciła się — gorące łzy płynęły z jéj niebieskich, pięknych oczu, gdy dziecię jedną jéj rękę trzymało, jakby matki puścić nie chciało, podniosła Małgorzata, pełna rozpaczy drugą do swojéj twarzy, i wzrok w niebo wpoiła.
Potém pochyliła się jeszcze raz ku swojéj ulubionéj, którą odrzucała, do milutkiéj, małéj córeczki, leżącéj w koszyku, i po raz ostatni dała jéj szczery pocałunek błogosławieństwa — wreszcie z rozpaczliwém, szybkiém postanowieniem przystąpiła do dzwonka.
Zadzwonił on głośno i czysto — okropnym dla oddalającéj się matki dźwiękiem — dźwiękiem śmiertelnym dla jéj biednego, skacowanego serca.
Dał się słyszeć rozlegający się głos — Małgorzata ze strachem jeszcze raz spojrzała w otwór.
Dreszcz przebiegł po niéj.
Dziecię jéj znikło — pusta kolebka wróciła na swoje miejsce.