ganckiego powozu, na którego drzwiczkach błyszczał herb z koroną.
— Trzymajcie mocno — nie puszczajcie go! On jeszcze więcéj narobi nieszczęścia temi przeklętemi gummowanemi kołami!
Wtedy stangret, może z rozkazu swojego niespokojnego pana, który gwałtem chciał sobie utorować drogę przez motłoch, jak w gniewie nazwał tłumy, zaciął biczem nietylko dzielne i już wspinające się konie, ale i tych co je za cugle trzymali.
Tłumy wybuchły silniejszym gniewem! Podwójnemi siłami wstrzymano konie, stangreta w jednéj chwili ściągnięto z kozła, wyrwano mu bicz z ręki, a gdy go nerwiste pięści robotników skutecznie ukarały, oddano mu bicz z większym trochę nad potrzebę przydatkiem — bo w takich wypadkach wściekłość mass nie zna miary!
Ale także z dzikim wrzaskiem otworzono drzwiczki powozu i z obu stron ręce rozgniewanego tłumu zaczęły grozić siedzącemu w nim. Chociaż dąsał się i usiłował usprawiedliwić wykrętnemi przedstawieniami, jednak zupełnie je zagłuszyły wściekłe wołania tłumu, który obmywszy już zakrwawioną twarz nieszczęśliwego chłopca, siłą dopominał się o swoje prawa.
— Tylko go nie puszczajcie, bo ucieknie — przepadnie, że go już nieobaczycie, wołano z tłumu; oni to zwykle pokaleczonych zostawują na drodze bez czucia leżących — ale teraz musi być inaczéj! Precz z nim! Niechaj raz spróbuje własnemi nogami przejść się po zmarzłéj ziemi, chociażby miał dostać kataru!
Śmiano się z tego zadośćuczynienia i nic bardzo łagodnie wyproszono z powozu podstarzałego pana z brzydkiemi, siwemi oczami, pomarszczoną twarzą i garbatym nosem, który tylko załamywał ręce i niezmiernie pobożną i pokorną przybrał mirę.
W tak to przykrém położeniu znalazł się baron von Schlewe. Drżał, bo widział bardzo blizko siebie brodate, groźne twarze rozdrażnionego ludu, i zbyt znacząco wy-
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/568
Ta strona została przepisana.