Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/569

Ta strona została przepisana.

mierzone przeciw niemu pięści. On, który najbardziéj nienawidział zetknięcie się z poczerniałem! od pracy rękami, on, który ciągle nos ucierał i używał wyperfumowanéj chustki, jeżeli miał do czynienia z innymi ludźmi, niż ze szlachtą, a znowu nie był taki wybredny, skoro chodziło, o poświęcenie swoim chuciom jakiéj mieszczańskiéj córki, teraz ujrzał się w otoczeniu niebardzo mu dobrze wróżącém, i przejmującém go uzasadnioną bojaźnią.
— Dajcie-no pokój, moi ludzie kochani — moi dobrzy panowie! mówił uspakajająco kiwając ręką.
— Aha — to pan szambelan von Schlewe! zawołał jeden robotnik, torując sobie drogę przez tłumy — to ten znakomity pan, który mi uwiódł córkę, a potém nigdzie go znaleźć, ani z nim mówić nie było można! A przejeżdżasz dzieci? Daléj, odezwiéj-no się mój panie!
— Tutaj z nim — tu z chłopcem! krzyczeli drudzy.
Schlewe myślał że zginie — kolana się pod nim uginały, a usta napróżno usiłowały wymówić kilka urywanych słów. Zdawało mu się, że wypadnie zapłacić za część wszystkich grzechów i szelmowstw, jakie popełnił; czuł, że go porwano z powozu ze wściekłością, która kazała obawiać się najgorszych skutków.
W chwili największego kłopotu barona i najwyuzdańszéj wściekłości tłumu, nagle ukazała się na placu wysoka, majestatyczna postać Eberharda — ujrzał on z daleka coraz wzrastające zbiegowisko, słyszał groźne krzyki i przybył rychło, powiedziawszy sobie, że rozdrażnione usposobienie ludu może go w téj chwili za daleko zaprowadzić. Nie wiedział jeszcze co się stało i co spowodowało, wielkie, jak lawina wzrastające zbiegowisko; widział jednak, że kilku policyantów, uważając iż sami nic nie poradzą, pośpieszyło po pomoc do królewskiéj bramy.
Mogło więc bardzo z tego jeszcze dającego się uspokoić zebrania wyrodzić się nieobliczone w skutkach nie-