już po upływie kilku sekund tłumy o tyle się rozeszły, że gdy oddział żandarmeryi przybył na wskazane miejsce, już tylko krople krwi świadczyły o tém co zaszło z przejechaném dzieckiem.
Szambelan von Schlewe jak wściekły i z podwójną nienawiścią popędził do książęcego zamku.
Eberhard niosąc na ręku małego niemego chłopca, doszedł do zakratowanéj bramy i otworzył ją. Przywołany lekarz razem z nim wszedł na cmentarną drogę, prowadzącą w górę do domku grabarza, w którym nie domyślano się wcale nieszczęśliwego wypadku chłopca, i nikogo widać nie było.
— Czy tam mieszkają twoi rodzice? spytał Eberhard, wskazując stojący obok kostnicy nizki domek, pod którym ustawione były polewaczki i rydle.
Niemy chłopiec potakująco skinął głową. Jego dawniéj tak rumiane policzki zbladły, a w błękitnych oczach malowały się oznaki wewnętrznego przestrachu.
— Ty drżysz, moje dziecko, — czy cię ramiona bolą?
Dziecię potrzęsło głową.
— Gumma na kołach nie dopuściła ciężkiego uszkodzenia, inaczéj nieuniknionego, powiedział lekarz. Wczoraj zdarzyło mi się, ze wóz piwowarski przejechał starsze daleko dziecię, które na chwilę wyśliznęło się z rąk nianki. Mało mam co do niego nadziei, bo ma obie ręce połamane.
— Okropność! poszepnął Eberhard — więc mniemasz pan, że tutaj rany nie są znaczące?
— Tu są tylko małe zwichnięcia, rzekł lekarz opatrując ręce i ramiona niemego chłopca, który się tulił do Eberharda, sądząc, że ten go od wszystkiego obroni; ale mimo to musimy go rozebrać i opatrzyć, bo często się zdarza, że w pierwszéj chwili nie można wyśledzić właściwych uszkodzeń.
Gdy książę de Monte-Vero idąc naprzód z chłopcem, zbliżył się do niemiłego, nizkiego domu grabarza, z drzwi
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/573
Ta strona została przepisana.