nagle oglądając się na wszystkie strony, wyszła stara kobieta, nie bardzo zapraszająca — powierzchownie wyglądała na Xantyppę: przewracała oczami, ramionami podparła się pod boki, a czoło tak ponuro zmarszczyła, jakby burzą wybuchnąć miała.
Niemy chłopak na widok téj kobiety jeszcze bardziéj i bojaźliwiéj przytulił się do widzącego go pierwszy raz dzisiaj Eberharda.
— Czy to twoja matka? spytał tenże półgłosem.
Mały zaprzeczał skrytém poruszeniem głowy, i gdy kobieta ujrzała go na ręku nieznajomego pana, mimo gwałtownych boleści, załamał swoje jeszcze zakrwawione rączki.
— E, broń Boże! zawołała we drzwiach stojąca, sama także załamując ręce, albo raczéj mówiąc, składając je co to takiego? Gdzieżeś to był Janku?
Eberhard, nie wiedząc jak ma przemówić do téj kobiety, bo niemy na pytanie czy to jego matka, skinął zaprzeczająco, ułożył sobie w jaki sposób do niéj wstawić się i z grzecznością bliżéj przystąpił.
— Gdzie są rodzice tego dziecka, poczciwa kobieto? zapytał.
— Ach, co za rodzice! odpowiedziała, gdy doktor śmiał się z jéj urody — wisus już znowu wymknął się z domu, ech! nim się za nim obejrzysz, już go nie ma — czekaj-no! Teraz tak ci na sucho nie ujdzie, dostaniesz pożądane rózgi! Ojciec jest w izbie!
— Ojciec? — a to dobrze, poproście go tutaj!
— Poproście — poproście? — On tam ma dosyć do roboty ze swojém pisaniem! Ja mu dla tego hultaja przeszkadzać nie mogę. Dajcie-no mi go — ale o Jezu! — on pokrwawiony?
Eberhard przeszedł obok tak niegrzecznéj osoby, ktôréj się mały Janek dla bardzo uzasadnionych przyczyn obawiał, bo mu więcéj rózeg dawała niż jedzenia, przebył sień i zapukał do pierwszych lepszych drzwi.
— Hm — można wejść, odezwano się ze środka.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/574
Ta strona została przepisana.