Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/586

Ta strona została przepisana.

Markotny książę tupnął nogą i niepotrzebną już lampę oddał stojącemu nieco daléj słudze.
— Obejdziemy się bez niéj, rzekł niczém w swoim zamiarze niezachwiany: księżyc świeci jasniéj, przy jego więc świetle, które nie tak łatwo zgaśnie, daléj odbywać będziemy poszukiwanie.
— Gdyby go tylko chmury nie zaćmiły! powiedział von Schlewe, odzyskawszy znowu całą przytomność.
Wołania, niedawno rozlegające się po nocy, teraz ucichły — nic nie wskazywało, że pochodziły z téj części parku.
Czy to było rzeczywiście niewyjaśnione złudzenie zmysłów, wywołane innym jakimś do ludzkiego podobnym głosem — czy też te krzyki, niby przez szalonego wydawane, ucichły z przeczucia, że się do niego zbliża straszna mu osoba?
Baron z widoczną trudnością otworzył stare, zardzewiałe drzwi, których, jak się zdawało, od wielu już lat nikt nie otwierał.
— Cała ta sprawa wydaje mi się coraz bardziéj zagadkową, mówił książę: na starą wieżę ludzie od dawna nie wpływali, bo śnieg i drzwi w przeciwnym razie byłyby ten stosunek wydały, cóż pan na to baronie?
— Powtórzyć muszę, królewska wysokości, że téj, całéj sprawy od dawna nie pojmuję.
Książę rozkazał służącemu, aby pozostał na dole przy drzwiach i dokładnie uważał na wszystko co nastąpi, a mianowicie aby nikomu ani wejść, ani wyjść nie dozwalał; potém ze Schlewem wszedł wewnątrz głuchéj, bardzo niepewnie małemi, okratowanemi okienkami rozwidnionéj przestrzeni złowrogiego budynku.
Owiało ich grobowe powietrze — można było zaraź poznać, że od lat wielu nikt do téj wieży nie wstępował, że tam od dawna ani powietrze, ani światło nie dochodziło. W dolnych, niewielkich przestrzeniach, panowało