Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/59

Ta strona została przepisana.

Klęczałem przy tobie — tuląc twarz do zimnych rąk twoich, spoczywałem przy tobie i płakałem — tak przeleżałem długo, długo — przez całą noc!
Twoje błogosławieństwo owiewało mnie i uświęcało, — ale twoje ostatnie słowa coraz bardziéj ciężyły na sercu! Szukałem objaśnień, lecz nie znalazłem żadnych! Nadaremnie przejrzałem wszystkie twoje papiery, — znalazłem wszystkie twoje rozporządzenia, wszelkie zeznania — ale nic o mojém pochodzeniu.
Wtedy jakiś głos wewnętrzny przemówił do mnie: Nie szukaj, nie szperaj — pozostań mu wiernym i kochaj go wiecznie jak ojca!
Przeszedłeś do wieczności, a przy każdym czynie, przy każdém przedsięwzięciu, pytałem się przez gwiazdy, czy kontent jesteś z twojego syna? A kiedy przeżyłem ciężkie godziny, kiedy służyłem ludzkości, kiedy według twojéj nauki ojcze Janie, wiernie i szczerze obowiązek mój spełniłem, — wtedy nieraz wśród nocnéj ciszy zdawało mi się, iż z nieba zasianego gwiazdami powiew wiatru przynosi mi twoje pozdrowienie i błogosławieństwo bozkie!
Kiedy w świat wyruszyłem, zawiesiłeś na ranie talizman dotąd na piersi mojéj noszony, i wyrzekłeś upominające słowa:
— „Wiara, światło i odwaga przy śmierci“, mówiłeś. Te świetne znaki przewodniczą mojemu życiu — spojrzyj, mój ojcze Janie — tajemnicze, a jednak upominające, tak głęboko rozwidniały moje życie, że je uczyniłem moją przyświecającą gwiazdą!
Eberhard pociągnął za sznurek — po nad marmurowym kominkiem rozdzieliła się ściana — zajaśniało promieniejące, przez kryształowe odbicie się światła utworzone słońce, po obu jego stronach i przez nie rozwidnione stały krzyż i trupia głowa.
Symbol ten świecił silnie, tajemniczo i wielce upominająco — wzruszająco także brzmiała z góry spływająca