— Odejdźmy ztąd, odpowiedziała mniszka, ona zgubiona! — i dodała po cichu: Wkrótce uradujemy tym widokiem księcia de Monte-Vero! — Skoro go samego obalimy! dopełnił Schlewe. — Rozumiesz mnie pan — za jedném uderzeniem musi on widzieć wszystko w koło siebie tak zniszczone, że gruzami zasypany zostanie — w tym celu doręczę panu niedawno znaleziony dokument, tak ważny, że go zawsze przy sobie noszę. Aby pana o tém uwiadomić, przybyłam tu dzisiejszéj nocy! Podczas téj cichéj rozmowy Leona przebyła drogę do kraty. Gdy Małgorzata, w kurczach, jęcząc, padła zemdlona na łóżko, baron zamknął drzwi. — Domyślam się wprawdzie, moja łaskawa, rzekł teraz, że to zaszczytne i radosne przybycie pani, ma powód szczególny — tém więc ciekawszy jestem treści tego dokumentu. — Słuchajże pan zatém — powiedziała ksieni i znikła z szambelanem w nocą pokrytych przejściach parku. Ten ważny, stary dokument przeczytamy w jednym z następnych rozdziałów.
Nazajutrz wieczorem zamyślony książę stał przy Wysokiem oknie swojego pokoju — w nocy nie spał, w dzień był niespokojny, — coś go dręczyło, ciągle mu się zdawało, że słyszy żałosne wołania, których powodu dociec nie mógł. Ale Waldemar od niejakiego czasu niedowierzał swojemu szambelanowi.
Gdy słuchając poszeptów pana Schlewego zaniedbał