Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/615

Ta strona została przepisana.

i długo, długo, stojąc obok Eberharda patrzał w jego promienie.
Utraciłem wszystko co kochałem — szeptał książę de Monte-Vero, stojąc obok mieszczanina Ulrycha, na którego ramieniu po bratersku oparł rękę — straciłem wszystko, co mojém nazywałem!
W salonie panowała cisza jak w kościele — słońce przyświecało obu milczącym, a stary Jan na portrecie obok spoglądał na nich okiem pełném miłości bliźniego, rozpostarło się nad nimi jakieś tchnienie duchowego błogosławieństwa.
— Chodźmy już, przerwał milczenie Ulrych, on czeka na ciebie!
Eberhard narzucił na siebie płaszcz i obaj z przyjacielem wyszli z pałacu.
Zwrócili się ku zamkowemu placowi, i wkrótce przybyli do starego, szanownego domu, który od wieków należał do rodziny Ulrychów.
Był to dom wielki, zbudowany z wygodą w nowszych czasach coraz bardziéj ustępującą miejsca przepychowi. Po obu stronach wysokich drzwi, po których można było poznać grubość murów, stali, nakształt niemych strażników ludzie, jak się zdawało, z kamienia wyciosani, trzymający w ręku młoty, a na piersiach mający fartuchy.
Przodkowie Ulrycha byli blacharzami, i jako znak swój kazali wystawić tych ludzi, wskazujących ich rzemiosło.
Dziad upodobał sobie potém rzemiosło złotnika, a stary Ulrych, którego właśnie teraz przybył odwiedzić Eberhard. tak w niém był biegły, tak znakomicie przez pobyt we Włoszech i Paryżu wykształcony, że zmarły król chętnie go często do zamku powoływał, nie dla samych tylko zamówień, lecz także aby z pięknym, Wysmukłym i bogato ukształconym człowiekiem bliż rj o innych sprawach pomówić i jego zdanie usłyszeć.
Teraz był to już starzec, a jedyny syn jego otwierał