przed nim umierający, nietylko ojciec jego przyjaciela, ale także osoba ściśle z nim związana — łza w oku zaświeciła.
— Światła — więcéj światła! wymówił starzec głosem już niepewnym, niezrozumiałym.
Obaj obecni uklękli i modlili się.
Stary Ulrych jeszcze raz spojrzał na nich — było to spojrzenie miłości i błogosławieństwa — potém pierś jego silnie się wzniosła i walczyła z życiem.
— Ach — jęknął — światła! — i czcigodne jego oblicze rozjaśniło się jakby niebiańskim blaskiem — już nie chrypiał — wznioślejszy był nad boleści.
— Krystyna! wyszeptały jego usta, a brzmiało to tak cicho, tak sferycznie, tak święcie, że Eberhard ze wzrokiem w niebo wzniesionym powiedział sobie: On ją znowu obaczył!
Stary Ulrych już nie oddychał — oczy jego zagasły — przeszedł do krainy pokoju i wiecznéj prawdy!
Gdy przybył doktor Wilhelmi i stanął przed leżącym bez ruchu starcem, nie rzekł ani słowa — niemo podał ręce obu przyjaciołom — za jednym rzutem oka poznał spoczynek śmierci.
Głęboka, święta cisza panowała w pokoju.
— Pokonał to, co nas jeszcze czeka — widział, co dla nas żywych wiecznie zakrytém pozostanie, rzekł nakoniec Wilhelmi; starajmy się abyśmy mogli zasnąć równie spokojnie jak oni Patrzcie — oto spokój boży spoczął na nim!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/629
Ta strona została przepisana.