demagoga, im dłużéj badał jego rozum, tém mocnie zdawał się o nim wątpić.
Wtém mówca zadzwonił, z boków i z pod słupów dźwigających galeryę, wyjrzeli policyanci, — szmer cichł coraz bardziéj, — prorok wstąpił na mównicę.
Echo rozniosło po sali witający go głos przyjęcia. Człowiek ludu podziękował uprzejmie, i przedewszystkiém zaczął zręcznie wychwalać swoją bezinteresowność. Potém opowiadał o samowolności szlachty i wysoko stojących, w pośród oklasku rzemieślników, przyszedł do wzmianki o maszyniście Lessingu, którego intrygi jednego rozpustnika doprowadziły do żebraczego kija, tak, że już od dwóch tygodni licznym niegdyś robotnikom swoim nie może wypłacić dobrze zasłużonéj nagrody, a tém samém rodziny ich pozbawia chleba!
Ponieważ przykład ten był uderzający i prawdziwy, tém więc silniéj działał i nastręczył mówcy sposobność rozgrzania tłumów, co też uczynił, gdy po każdym peryodzie, chcąc go niejako stwierdzić, wołał:
— Z ręką na sercu, bracia moi, — powiedzcie, czy mam słuszność?
— Tak — tak jest! odzywano się z pomiędzy rozgrzanych tłumów — brawo! To rzeczywiście nasz człowiek!
Eberhard spokojnie słuchał każdego słowa, — czoło jego zachmurzało się coraz bardziéj, gdy się przekonał, że ten człowiek ludu, zamiast wskazać środki i drogę do prawdziwéj pomocy, zamiast prawą drogą poprowadzić tłum, zużytkowywał niecny czyn szambelana na podniesienie siebie i na zgorszenie robotników, zamiast im przewodniczyć, kształcić ich i podnosić.
Gdy nakoniec zamknął rzecz temi słowy:
— Skupiajcie się odtąd często w około waszego najwierniejszego przyjaciela, który tak do was przemawia! rozległy się głośne okrzyki. Lecz Eberhard przystąpił do stołu, zameldował, że pragnie zabrać głos, i śmiało
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/64
Ta strona została przepisana.