Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/654

Ta strona została przepisana.

lan, gdy z poprzecznéj ulicy jakaś skulona postać przebiegła.
— Pająk — rzekł drugi — patrz sam!
— Głupiś — téj już nie spotkamy na naszéj drodze, ale ta kobieta wyglądała prawie jak ona.
— To zły znak!
— Czyż ty jesteś taki nikczemny tchórz? O tém, do téj pory nie wiedziałem Karolu — dzisiejszéj nocy na nic się nam nie przydasz!
— Co, tchórz? mnie wcale Pająk nie obchodzi. — Powiedziałeś mi dopiero co, że ją przed trzema tygodniami pochowano!
— Kanalia dzień i noc nie dawała mi spoczynku! Cóż miałem czynić? Ta stara baba prawie waryowała za mną!
— Tak, stare baby często bardziéj szaleją niż młode dziewczęta!
— Więc też położyłem koniec jéj astmie.
— I znalazłeś piękny spadeczek, co?
— Nie warto gadania, we dwa tygodnie już straciłem te parę talarów!
— Na ostrygi i szampana!
— A wczoraj Schalles Hirsch zabrał ostatnie rupiecie, czas było zająć się dzisiaj jakimś interesem — czy masz ślepą latarkę?
— Jest tu, z boku, w kieszeni, a pod surdutem mam trzy równéj wielkości próżne worki!
— Żeby je tylko napełnić, rzekł Kasztelan; dzisiejszy połów jest równie niebezpieczny jak zyskowny! W skarbcu brylantów, oprócz wielkich i kosztownych lichtarzy, które musimy na kawałki posiekać, i wielu klejnotów do ozdoby służących, znajdują się także czarne brylanty, które książę Monte-Vero darował królowi.
— Tych nie ruszymy, boby nas zdradziły.
— Ty głupcze! Złotnik Wunder z królewskiéj ulicy ofiarował mi za lichtarze tysiąc talarów, a za czarne