pierwszą godzinę po północy — mieli więc dosyć czasu na uskutecznienie swojéj roboty.
W domach bocznych Katedralnéj ulicy nigdzie się już nie świeciło. Obaj idący trzymali się żelaznéj kraty z drugiego boku ulicę od szumiącéj wody odgraniczającéj. Mimo ciemności na wodzie widać było zarysy większych i mniejszych łodzi — tu i owdzie fale rzeczne rozbijały się o wielkie skrzynie z rybami i o ławki praczek.
Most pozostał za nimi, wystając po nad wodą na szerokich arkadach, daléj zaś daleko rozciągając się leżała tylna strona zamku, którego siwa barwa tak się z ciemnością nocy złączyła, że ponieważ śnieg i deszcz gwałtownie padały, z całéj téj staréj, wysokiéj i potężnéj budowli widać tylko było białe, ornamentalne ozdoby przy oknach.
W téj części zamku, wązkiem tylko przejściem oddzielonéj od wody, mieszkała liczna służba — daléj idąc ku zamkowemu placowi wyższa, tu przy wodzie niższa.
Cały budynek z tyłu był staroświecki i nieregularny. Okna na górze szerokie i wysokie, na dole były nizkie i nie umieszczone jedno pod drugiém, ze ścian występowały małe galerye i balkony, a w końcu tego tylnego skrzydła znajdowała się wieża, niewielka, czworokątna, wybiegająca aż do dachu i tam tworząca ostrze, na którego wierzchu, umieszczona była odwieczna, ponuro skrzypiąca i szeleszcząca chorągiewka.
Wieża ta, niezamieszkana, a zawierająca schody, izby nieużyteczne, stoły i krzesła, w dawniejszych czasach często służyła lubiącym zabawy książętom i szambelanom, do niepostrzeżonego wymykania się z zamku, bo przez liczne korytarze, w których mógł się zabłąkać każdy, kto nie znał dokładnie ich położenia, połączona była z właściwym zamkiem, miała u spodu małe drzwi, tak nieznaczne, iż nikt na nie niezważał, kto umyślnie zbyt bacznie nieprzypatrywał się wieży. Przez te drzwi wychodziło się na wązki pas ziemi pomiędzy zamkiem
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/656
Ta strona została przepisana.