przypomina mi się „Hero i Leander!“ śmiał się von Reitz, i z cienia w przejściu wyszedł na Katedralną ulicę — tylko nie bądźmy tacy głupi jak on, ale ruszajmy tam! Czy nie masz rumu, Kasztelanie?
— Czarny łeb ma jeszcze resztkę, — daj porucznikowi, jemu zawsze pragnienie dokucza!
— Niech djabli porwą, prawda — tylko wody nie znoszę!
Porucznik schwycił podaną sobie flaszkę i wypróżnił ją za jednym silnym pociągiem, potém zakrztusił się i oddał próżną.
— Allons enfants! poszepnął, idąc naprzód bulwarkiem — doprawdy, dzisiaj jeszcze krew popłynie, mnie coś w prawéj ręce łachocze!
— Tu, tu bardzo wygodnie! zawołał na obu stojący nieco daléj, czarnogłowy Karol.
Pokazał jedną ławkę praczek, po któréj bokach stało kilka łodzi i pierwszy wsiadł do jednéj, a tymczasem Porucznik i Kasztelan bacznie się oglądając szli za nim.
Wkrótce wszyscy trzéj siedzieli w łodzi, którą odwiązali od pala i popłynęli wprost do wieży. Nurt sprawił, że się o kilka łodzi od niéj oddalili, ale to nie sprowadziło żadnéj niekorzyści, wysiedli i przyciągnęli łódź aż do miejsca, w którém mogli ją przytwierdzić. Karól oddawszy worki Porucznikowi, wyjął z kieszeni ślepą latarkę i obejrzał ją wewnątrz, Kasztelan przystąpił pierwszy do małych drzwi, trzymając w ręku grubo wysmarowany oliwą klucz główny.
W zamku ani też na wodzie nikt się nie ruszał, — wicher tylko wył przy wyskokach muru i bił deszczem w szyby. Czasem skrzypnęła chorągiewka, stuknęła źle przymocowana okienica.
Kasztelan prawie bez szmeru otworzył drzwi wieży, i kazał towarzyszom wejść, potém je znowu na zamek zatrzasnął, aby nie skrzypiały od wiatru i nie zostały wyrwane.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/660
Ta strona została przepisana.