— Daj-no mi latarnię, ja pójdę naprzód! szepnął do stojącego przy Poruczniku Karola.
— Jak to się wszystko na świecie zmienia! mówił cicho pan von Reitz; przed kilku laty byłem w zamku jako zaproszony gość, wchodziłem przez wielki portyk — dzisiaj przychodzę z tyłu jako nieproszony.
— Wszystko ma swój czas! odparł Kasztelan, wprawną ręką odkrywając klapę ślepéj latarki, tak, iż nagle jasny blask rozwidnił miejsce. Wszyscy trzéj znaleźli się w jakiejś staréj zamkowéj komorze, a Porucznik zasiadł na starém wypchaném krześle, które pod nim trzeszczeć zaczęło.
— Nie rób żartów, Poruczniku, upomniał Kasztelan; mnie się zdaje, że jasnowłoséj Minny tu nie ma!
— Dajcie mi pokój z pannami! powiedział Porucznik; tutejsze meble są nieco zdezelowane, jak mi się zdaje. Wszędzie upadek, to oznaka czasu!
W téj chwili Kasztelan, który miał słuch bardzo delikatny, usłyszał zbliżające się czyjeś kroki na korytarzu wiodącym z wieży do właściwego zamku. Nie wiedząc kto idzie, szybko syknął na znak uciszenia się i bez szmeru znowu zamknął latarnię, tak, że jéj światło nagle zagasło.
— Oho, niech się pali, wszystko w porządku! dał się słyszeć przytłumiony głos, niewątpliwie głos dziewczyny.
— To ty Minno! szepnął Kasztelan, i jasnym blaskiem latarni rozwidnił nadchodzącą; w białym fartuszku, zalotnie wyszywanéj sukni i ładnie zaplecionych włosach, podobna była do służącéj znakomitego domu.
— Tak to ja! Nie traćcie czasu na darmo! Posterunki tylko co zmieniono, na schodach prowadzących do skarbca brylantów stoi tylko jeden żołnierz jak szlafmyca!
— To najniebezpieczniejsze łotry dla przechodzących, znam ja ich z doświadczenia! powiedział Porucznik.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/661
Ta strona została przepisana.